Wakacje powoli dobiegają końca, co nie oznacza, że nie można ich jeszcze wykorzystać. Wyjazdy all inclusive wciąż są na topie i niektórzy mają je dopiero przed sobą (szczęśliwcy). Ci, którzy wrócili, dzielą się z nami swoimi historiami. Jedne przepełnione są optymizmem, drugie niestety rozczarowaniem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wakacje all inclusive są dość specyficzną formą wypoczynku, bo koncentrują się wyłącznie na nicnierobieniu. To leżenie, objadanie się i uczestniczenie w atrakcjach organizowanych przez hotel. Z aktywnością, zdobywaniem szczytów i poznawaniem nowych zakątków nie mają nic wspólnego.
To będzie fajny wyjazd
Wyjazdy z dobrymi znajomymi czy przyjaciółmi (w szczególności tymi, z którymi dogadujemy się niemalże bez słów) często okazują się fajnym pomysłem. Są jednak pewne wyjątki, które potwierdzają regułę. A najlepszym tego przykładem jest Jola, która wybrała się z przyjaciółką i jej rodziną na all inclusive do Turcji.
"Znamy się od kilku dobrych lat. Nasi synowie są w tym samym wieku i razem bawili się w piaskownicy, to tam spotkałyśmy się po raz pierwszy. Tamara to superdziewczyna, taka normalna, bez tego och i ach (tak myślałam), ale tegoroczny wyjazd uświadomił mi, jak bardzo się myliłam.
Kilka miesięcy temu zgadałyśmy się na temat wakacji. I tak od słowa do słowa ustaliłyśmy, że zarezerwujemy ten sam wyjazd. Tamara ma dwóch synów, ja jednego. Wiedziałam, że chłopcy będą zadowoleni, że wspólnie spędzą czas. Nasi mężowie też fajnie się dogadują, także wyjazd musiał się udać. Zastanawiałam się tylko, dlaczego nigdy wcześniej na to nie wpadłyśmy?
Co za ludzie?!
Wykupiłyśmy 10-dniowy urlop w ciepłych krajach. Lot i przejazd minęły w bardzo przyjemnej atmosferze. Schody zaczęły się drugiego dnia, kiedy Tamara zaczęła wydziwiać podczas wieczornej imprezy. Przesadziła z alkoholem i dała się ponieść emocjom. Miła i uśmiechnięta kobieta zamieniła się w babkę, której się wszystko należy.
Zaczęła udawać panią, wokół której obsługa hotelu powinna skakać, którą inni goście powinni przepuszczać w kolejce. Przymknęłam oko, bo myślałam, że 'rządzi' nią alkohol. Kolejnego dnia, podczas śniadania, znów pokazała swoje złe oblicze (tym razem dołączył do niej też mąż). Opierdzieliła kernera, że źle wytarł stolik i że nakrycie nie jest kompletne. Przyznaję, że głupio się poczułam, bo ten chłopak z obsługi absolutnie nie zasłużył na takie traktowanie. Niemalże zapadłam się pod ziemię, bo takie odzywki i pretensje nie są w moim stylu.
Podczas kolacji Tamara powiedziała słowa, które uświadomiły mi, co to za osoba: 'Zapłaciłam im niemałe pieniądze, to niech teraz koło mnie latają. Gdyby nie turyści, to nie mieliby za co żyć'. Tak podsumowała pracowników hotelu, którzy przecież są takimi samymi ludźmi jak ona. Przecież nie to, ile kto ma na koncie, decyduje o tym, czy jesteśmy lepsi, czy gorsi. To nie pieniądze nami rządzą (a przynajmniej nie powinny).
Nie wiedziałam, jak się zachować. Udawałam, że nie słyszę, odwracałam twarz w drugą stronę. Jednak ona nie dawała za wygraną i usilnie próbowała poznać moje zdanie. A kiedy się jej przeciwstawiłam, usłyszałam, że od początku wydawałam się jej jakaś dziwna. I w sumie na tych słowach nasza (niby) przyjaźń się skończyła.
Przez pozostałe dni udawałyśmy, że się nie znamy i każda z nas chodziła swoją ścieżką. Po powrocie całkowicie zerwałyśmy kontakt, zachowujemy się tak, jakbyśmy się nigdy nie znały.
Z jednej strony to przykre, że straciłam koleżankę (bo to nie była chyba przyjaźń), ale z drugiej dobrze, że nie będę zadawała się z kimś takim jak ona. Zastanawiam się tylko, jak to się stało, że przez tyle lat nie widziałam, jaka jest naprawdę".
Jeśli chcesz podzielić się ze mną swoją historią, napisz, proszę na adres: klaudia.kierzkowska@ mamadu.pl. Z przyjemnością przeczytam :)