O sprytnych wczasowiczach, którzy zrywają się z samego rana i biegną zająć leżaki nad basenem, słyszał już chyba każdy. Bo jakby nie patrzeć, wakacje all inclusive rządzą się swoimi prawami. Wszystkie chwyty dozwolone, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Nasza czytelniczka Ewa wpadła na nietypowy pomysł. To dopiero ułańska fantazja!
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Poranny bieg na basen lub plażę to narodowy sport Polaków. Zrywamy się skoro świt, przecieramy zaspane oczy, zakładamy ciżemki i w drogę. Przed siebie, windą albo schodami. Skrótem, bo szybciej. Wybiegamy z hotelu, obieramy cel i pędem, by nikt nas nie wyprzedził. Rzucamy ręcznik. Mamy to! Udało się, zajęłyśmy leżak, na którym przez resztę dnia będziemy mogły wylegiwać się bez końca. Powolnym krokiem wracamy do pokoju, bo po co się spieszyć, skoro cel został już osiągnięty?
Jestem królową życia
Zrywamy się skoro świt, by zająć leżak. A potem jeszcze kładziemy się do łóżka i na chwilę zasypiamy. Jemy śniadanie (na spokojnie) i powoli zmierzamy w kierunku basenu. Tłum, gwar, ścisk. A nasza najlepsza miejscówka czeka, aż raczymy się na niej położyć. Kładziemy swoje cztery litery i myślimy: "Jestem królową życia". Co ciekawe, w niektórych hotelach takie numery już nie przejdą (na szczęście!).
– Wróciłam z Hiszpanii, gdzie nie było już mowy o porannym zajmowaniu leżaków. Obsługa hotelu zbierała ręczniki, a by je odzyskać, trzeba było zapłacić 10 euro. Czasami się litowali i oddawali za darmo, ale to głównie dzieciom – mówi mi Aga.
Nasza czytelniczka Ewa była na wakacjach all inclusive w Turcji, gdzie poranne zajmowanie ręczników jest na porządku dziennym. Ewa posunęła się jeszcze o krok dalej i jak pisze: "Przechytrzyła wszystkich".
Mój patent
"Hotel, do którego pojechaliśmy, zapierał dech w piersi. Ogromny, nowoczesny, bogato zdobiony. Otoczony był aż kilkoma basenami, zjeżdżalni, brodzikami dla maluchów. To raj dla rodzin z dziećmi. Jednak już pierwszego dnia zauważyliśmy pewną niedogodność. Przykładowo, zajęliśmy leżaki nad dużym basenem. Córka chce iść na wodny plac zabaw, który znajduje się z drugiej strony. Idziemy, ona się bawi, a my stoimy jak te słupy soli.
Żar leje się z nieba, usiąść nie ma gdzie, o parasolu nawet nie wspomnę. No nie ukrywam, miło nie było. Ale przecież ja mądra babka jestem i od razu wpadłam na świetny pomysł. Następnego dnia zerwałam się skoro świt i zajęłam leżaki w trzech różnych miejscach: nad dużym basenem, koło kącika dla dzieciaków i w pobliżu zjeżdżalni. Niestety nie miałam tylu ręczników, to musiałam zostawiać też ubrania. Koniec końców wyszło doskonale.
Niezależnie do tego, w którym miejscu nasze dzieciaki miały ochotę się bawić, mogliśmy sobie poleżeć i poodpoczywać. Przyznaję, że trochę się bałam, czy nikt nie zauważy i nie zwróci mi uwagi, ale tam było tyle ludzi, że w sumie ten mój podstęp był nie do wychwycenia".
Przyznaję, patent ciekawy. Ale co by się działo, gdyby każdy zaczął zajmować leżaki w różnych częściach basenu? No właśnie... nie byłoby już tak kolorowo.
Jeśli masz ochotę podzielić się ze mną swoją historią, napisz, proszę na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl