Oferty biur podróży zachęcają do zagranicznych wyjazdów all inclusive. Niektórzy turyści nie wyobrażają sobie innej formy wypoczynku. Jednak są i tacy, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z tego typu wyjazdami. Monika, nasza czytelniczka, po raz pierwszy pojechała z rodziną na all inclusive do Egiptu. Jej zachowanie wzbudziło poruszenie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wykupując wakacje all inclusive, należy dokładnie zapoznać się z ofertą, tak, by uniknąć rozczarowania. Warto poszukać opinii osób, które wróciły z pobytu w danym miejscu. Przed wyjazdem dobrze też zaznajomić się z obyczajami i z tym, co dany kraj, dana miejscowość, mogą nam zaoferować. W przeciwnym razie może nie być kolorowo.
Pierwszy taki wyjazd
"Wakacje all inclusive nigdy do mnie nie przemawiały. Jednak wszyscy moi znajomi wybierają właśnie taką formę wypoczynku. Potem przyjeżdżają, dzielą się wrażeniami, a jak tak dokładnie nie wiem, co mają na myśli. Przypuszczam, wizualizuję, ale nic więcej.
Nie chciałam dłużej być odludkiem, dziwakiem, który nigdy nie był na wakacjach all inclusive, dlatego w tym roku razem z córką i mężem polecieliśmy do Egiptu. Hiszpania i Turcja były za drogie, Bułgaria jakoś do mnie nie przemawiała, a za greckim jedzeniem nie przepadam.
Podekscytowanie sięgało zenitu. Odliczałam tygodnie, dni, godziny. Stało się, polecieliśmy i po kilku godzinach byliśmy już na miejscu. Zdecydowałam się na hotel pięciogwiazdkowy, bo w Egipcie to podobno jedyny słuszny wybór. Było ładnie, elegancko, na pozór czysto. Jednak wciąż miałam takie dziwne wrażenie, że to powierzchowny porządek, że każdy zakamarek się klei.
Tak dla świętego spokoju
Niby do niczego konkretnego nie mogłam się przyczepić. Ładny hotel, miła obsługa, jedzenie też nie najgorsze. Jednak wciąż z tyłu głowy miałam ten brud. A kiedy na balkonie zobaczyłam robaka, który przypominał karalucha, moja obsesja sięgnęła zenitu.
I tak dla świętego spokoju zaczęłam przecierać niemalże wszystko, czego miałam się dotknąć. Stolik w restauracji, sztuce, szklanki, leżak nad basenem. Początkowo wycierałam też klamki, ale to tylko jednego dnia (było zbyt męczące i uciążliwe).
Mąż z córką patrzyli się na mnie krzywym wzrokiem, ale wiedzieli, że nie ma co dyskutować. Jak ja sobie coś do głowy wbiję, to nie ma przeproś. Po kilku dniach zauważyłam, że i hotelowa obsługa zaczęła bacznie przyglądać się mojemu zachowaniu. Kelner, który przynosił dzbanki z napojami, uśmiechał się pod nosem.
W piątek, trzy dni przed wyjazdem, poszliśmy do restauracji na obiad. Zanim usiadłam, odczyniłam cały rytuał. Mokrą chusteczką wytarłam stół, a suchą sztućce. I kiedy kończyłam całe to przedsięwzięcie, podszedł do mnie mężczyzna (jak się potem okazało jakiś manager restauracji) i zapytał wprost: 'Czy mogę pani w czymś pomóc?'.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, ale z delikatnym uśmiechem na twarzy podziękowałam. Potem bardziej się pilnowałam i wycierałam, gdy nikt nie patrzył (przynajmniej tak mi się wydawało).
Jednak wciąż miałam nieodparte wrażenie, że obsługa patrzyła się na mnie jak na dziwaka. Jakoś tak inaczej się uśmiechali, raz nawet coś szeptali sobie na ucho. Być może rozmowa wcale nie dotyczyła mnie, no ale nie miałam takiej pewności.
Wróciłam kilka dni temu. Gdyby nie ten karaluch i brud w kątach, byłoby naprawdę super. Zbieram kasę i za rok pojadę do Hiszpanii. Tam standardy są chyba wyższe".