Myślimy, że wyjeżdżając na wakacje, które kryją się pod pojęciem all inclusive, w każdym państwie i w każdym hotelu możemy liczyć na to samo. Nic bardziej mylnego. Biura podróży mają w ofercie hotele o różnych standardach, które oferują swoim gościom inne poziomy usług. Przykładowo: cztery gwiazdki w Egipcie nawet do pięt nie dorastają czterem gwiazdkom w Hiszpanii (oczywiście w przenośni).
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Klienci biur podróży, którzy na "wymarzone" wakacje all inclusive wydają swoje kilkumiesięczne oszczędności, nie zawsze na miejscu dostają to, czego by oczekiwali. Przeglądają zdjęcia hotelu, czytają jedynie najważniejsze informacje i nie robią nic, by sprawdzić, jak to wygląda w rzeczywistości. Nie sprawdzają opinii, nie szukają informacji w mediach społecznościowych czy na grupach dla turystów. Jadą z nadzieją, wracają z rozczarowaniami.
To są moje wakacje
Dla części turystów jednymi słusznymi, najlepszymi i najbardziej trafionymi wakacjami są te all inclusive. No bo niby co to za przyjemność aktywnie spędzać wypoczynek? Wspinać się po górach, spacerować po zakątkach miast czy podróżować z plecakiem? No bez sensu.
Nie krytykuję, nie neguję, bo wychodzę z założenia, że każdy ma prawo robić to, co mu się podoba. To, co sprawia mu przyjemność. Każdy ma prawo wypoczywać w sposób, który najbardziej mu odpowiada. Wiele rodzin z dziećmi to właśnie wakacje all inclusive uważa za najlepszą formę wypoczynku. I nikomu nic do tego.
Ale na miłość boską, skąd w niektórych tyle ufności, zero podejrzeń i jakichkolwiek wątpliwości? Są osoby, które na wakacje wydają swoje ciężko zarobione pieniądze i nawet się nie pofatygują, by sprawdzić, jakie dany hotel ma opinie. Fotografie, które niekiedy niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, wystarczają im do podjęcia decyzji. A potem jest płacz i zgrzytanie zębami.
Wakacje marzeń – gdzie jesteście?
Dostałam kilka listów, których motywem przewodnim jest ten sam temat: wakacje all inclusive, które nie spełniły oczekiwań. Czytam z zaciekawieniem i zawsze na końcu czeka mnie ten sam morał: "No nie sprawdziliśmy opinii, na zdjęciach tak fajnie wyglądało".
"Rok temu byliśmy w 3-gwiazdkowym hotelu w Hiszpanii. Nie był to najwyższy standard, ale tak naprawdę nie było się do czego przyczepić. Czysto, schludnie, smaczne jedzenie. My tam kokosów do szczęścia nie potrzebujemy. W tym roku pojechaliśmy też do 3-gwiazdkowego hotelu, ale w Egipcie. Miał być hotel, na miejscu okazało się, że to jakieś bungalowy. Małe, brudne i okropnie zaniedbane domki. W łazience robaki. Na samą myśl dostaję gęsiej skórki. Było okropnie, tragicznie. Po powrocie chciałam wystawić hotelowi opinię (by przestrzec innych) i dopiero wtedy przeczytałam, co o tym miejscu piszą inni" – pisze Magda.
"Pojechaliśmy na all inclusive light. Jakoś to 'light' mi nie pasowało, ale od razu skojarzyłam to z lekkim jedzeniem. Nie zagłębiałam się w szczegóły, no bo all inclusive to all inclusive. Dopiero na miejscu okazało się, z czym to się je, a dokładniej, czego się nie je. Light to forma uboższa, jedynie trzy posiłki, bez przekąsek i co najgorsze, bez jakiegokolwiek alkoholu. Za wszystko musieliśmy dopłacać. Najpierw obwiniałam biuro podróży, ale potem uświadomiłam sobie, że to ja popełniłam błąd" – opowiada Ewa.
Takich listów jest jeszcze kilka. Turyści złoszczą się, że w hotelu czekało na nich nie to, czego by oczekiwali. Nie było tak, jakby sobie wymarzyli. Było ubogo, brudno, niesmacznie. Nie były to wakacje marzeń, a obóz przetrwania. Jest płacz i zgrzytanie zębów. A wystarczyło tylko poczytać opinie i zgłębić temat.