mamDu_avatar

"Syn wrócił z obozu, a ja go nie poznaję. Czy ktoś podmienił moje dziecko?!"

Klaudia Kierzkowska

08 lipca 2024, 13:22 · 3 minuty czytania
Wielu rodziców zastanawia się, od jakiego wieku dziecko może jechać na kolonie lub obóz? Czy pierwsza klasa szkoły podstawowej to dobry czas, a może to zdecydowanie za wcześnie? Niektórzy czekają, aż dziecko samo wyjdzie z inicjatywą, inni rzucają je na głęboką wodę. Pierwszy samodzielny wyjazd swojego syna mam jeszcze przed sobą, ale chętnie podsłuchuję, co moje koleżanki mają w tym temacie do powiedzenia.


"Syn wrócił z obozu, a ja go nie poznaję. Czy ktoś podmienił moje dziecko?!"

Klaudia Kierzkowska
08 lipca 2024, 13:22 • 1 minuta czytania
Wielu rodziców zastanawia się, od jakiego wieku dziecko może jechać na kolonie lub obóz? Czy pierwsza klasa szkoły podstawowej to dobry czas, a może to zdecydowanie za wcześnie? Niektórzy czekają, aż dziecko samo wyjdzie z inicjatywą, inni rzucają je na głęboką wodę. Pierwszy samodzielny wyjazd swojego syna mam jeszcze przed sobą, ale chętnie podsłuchuję, co moje koleżanki mają w tym temacie do powiedzenia.
Pierwszy samodzielny wyjazd to ogromne wyzwanie. fot. Marek BAZAK/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Wychodzę z założenia, że nikt nie urodził się doskonałym, nieskazitelnym i wszechwiedzącym (choć niektórzy się za takich uważają). Fajnie jest wymieniać się spostrzeżeniami i doświadczeniami, a w szczególności, gdy dotyczą one dzieci. Matki mają oczy dookoła głowy, widzą i słyszą więcej, niż mogłoby się wydawać. A kiedy trzeba, przyznają się do błędu i wyciągają wnioski. Mówią o tym, co im się podoba i przestrzegają przed tym, co złe i niewłaściwe.


Nasz rytuał

Średnio raz w miesiącu spotykam się z koleżankami na babskie ploteczki. To ma być nasz reset od codzienności, macierzyństwa i domowych obowiązków. Tak też miało być i tym razem, ale jak wyszło? Jak zwykle. Po chwili rozmowy z kategorii: "o niczym", wkroczyłyśmy na ścieżkę, z której nie potrafimy zboczyć: "dzieci".

Nasze pociechy są w podobnym wieku, dlatego mierzymy się niemalże z tymi samymi problemami. Podczas ostatniego spotkania debatowałyśmy głównie o obozach, koloniach, czyli pierwszych samodzielnych wyjazdach naszych dzieci. Nie miałam w tym temacie zbyt wiele do powiedzenia, jestem świeżakiem, takim nieopierzonym jeszcze ptaszkiem, który uczy się i podpatruje. Może za rok będę miała w tej kwestii większe doświadczenie.

Niepewność

Wyszłam z założenia, że mój niespełna 8-letni syn nie jest gotowy na samodzielne wojaże. Pierwsza klasa podstawówki to jeszcze nie ten czas. To trochę za wcześnie. Kaśka była odważniejsza. Zaryzykowała i niemalże siłą wypchnęła swojego syna (w tym samym wieku) na obóz sportowy. Trochę się buntował, nie chciał jechać, ale tak jakby nie miał wyjścia.

Postawiłam go trochę przed faktem dokonanym, bo sam nigdy by się na to nie odważył. Trzymałby się tej mojej spódnicy przez całe życie. Wiecie przecież, że Szymon to taki maminsynek – opowiada, a my otwieramy usta ze zdziwienia.

Sandra zapisała córkę na pierwszy samodzielny wyjazd, gdy ta miała 9 lat.

– W moim odczuciu to był dobry moment. Sama zapytała, czy może jechać z koleżankami, przecież nie mogłam odmówić. Nie wyobrażam sobie posyłać dziecka na siłę, tak dla swojego widzimisię – mówi.

Jednak głównym tematem rozmowy był Szymek i to, jak odnalazł się na obozie, do którego nastawiony był sceptycznie. Kaśka opowiadała jednym tchem, nie mogła przestać. Bo to, co się wydarzyło po powrocie, przerosło jej wszystkie wyobrażenia i oczekiwania.

Szok i niedowierzanie

Szymek jest rozpieszczonym jedynakiem. Rodzice wszystko podsuwają mu pod nos i we wszystkim go wyręczają. Krążą nad nim niczym helikopter, czuwają i patrolują.

– Chyba niepotrzebnie trzymaliśmy go tak długo pod kloszem i nie pozwalaliśmy, by stała mu się jakaś krzywda. Chcieliśmy naprawić swój błąd, dodać mu odwagi i pewności siebie. Zależało nam, by zaczął bardziej żyć swoim życiem, a nie tak tylko z nami. Stąd ta decyzja o samodzielnym wyjeździe – tłumaczy się Kasia. – Ku naszemu zdziwieniu wrócił z uśmiechem na ustach. Wyszedł z autokaru w podskokach, pełen entuzjazmu. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzimy. Ale to, co wydarzyło się w domu, to dopiero szok! Od powrotu minął już ponad tydzień, a ja nie poznaję własnego dziecka. Zaradny, samodzielny. Już nawet przestał mnie prosić, bym mu nalała wody do kubka. Raz nawet zrobił nam śniadanie, a ja mało nie przewróciłam się z wrażenia. No dziewczyny, zupełnie inny chłopak. Jak go zobaczycie, to dopiero zrozumiecie, o czym mówię – opowiada.

Kasia nie mogła się go wychwalić, była pod wrażeniem i zastanawiała się, kiedy ten czar pryśnie. Jednak podobno, póki co nic na to nie wskazuje. Szymek zaczął pomagać w obowiązkach domowych i jest o wiele bardziej zorganizowany niż dotychczas. Jedno jest pewne, ten skok na głęboką wodę dobrze mu wyszedł. Może i ja powinnam zaryzykować?

Czytaj także: https://mamadu.pl/175280,chrzest-na-koloniach-corka-zadzwonila-roztrzesiona-przemocowym-zachowaniem