"Dzień dobry, przeczytałam u Was tekst pani Klaudii o tym, że niektórzy rodzice dają dzieciom prezenty za czerwony pasek i dobre wyniki w nauce, a to nie powinno tak wyglądać. Ja się nie zgadzam z argumentami, że kupowanie dzieciom prezentów na koniec roku to wychowanie materialistów, bo nagrodzić można inaczej i to nie tylko za pasek. Niby tak, ale coś mi tu śmierdzi.
Otóż moi kochani, udawanie, że w szkole są wszyscy równi i każdemu należy się pochwała, to jest mrzonka. Iluzja. Bo jedni są lepsi, drudzy gorsi, jedni się mniej starają, drudzy bardziej. Dlaczego mamy wszystkich zrównywać do tego samego poziomu? Dlaczego ja mam umniejszać osiągnięcia swojej córki, żeby jej koleżankom nie było przykro?
Jeśli w pracy dostanę awans, jestem dumna z siebie, wiem, że się napracowałam. Zasługuję na wyższe stanowisko, na podwyżkę. Nie mówię przełożonemu, że ja podziękuję, bo Ania też się starała i chociaż nie ma takich wyników jak ja, to przecież obie się starałyśmy, więc mój awans zraniłby jej uczucia i to niepotrzebna presja. Absurdalnie to brzmi, prawda? A właśnie taką utopię chcą niektórzy zafundować dzieciom. Ci, co to mówią, że czerwone paski są be i fe.
Moja córka uczyła się ciężko cały rok. Już we wrześniu jej powiedziałam, że jak będzie pasek, to dostanie to, o czym marzy: nowy telefon. Wiedziałam, że to zmotywuje ją dużo bardziej niż lody czy wesołe miasteczko. Potrzebowała czegoś specjalnego. I tak już ma ten telefon kilka lat, więc prędzej czy później dostałaby nowy, a czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym?
Wychowaniem materialistki byłoby, gdyby dostała telefon bez okazji. A tak wie, że w życiu nic nie ma za darmo. Jeśli chce się coś osiągnąć albo coś dostać, trzeba na to zapracować. Dokładnie tak samo jest tutaj. Ja ją przygotowuję do dorosłości, zamiast wychowywać w banieczce, tak jak to robi wielu rodziców. To ci, co chcą dawać medale i dyplomy za sam udział, a nie za zdobycie miejsca.
W prawdziwym życiu nie ma tak dobrze, więc nie oszukujmy dzieci. Zamiast tego lepiej je uodpornić. Prawda też jest taka, że dzieci zawsze uczą się dla ocen albo dla pochwał rodziców. Jeśli komuś się wydaje, że jego dziecko się uczy dla siebie, to chyba z choinki spadł. A skoro te oceny mają przełożenie na dalszą edukację itd., to ja zrobię wszystko, żeby córka się bardziej przyłożyła. Nawet jeśli to oznacza małe przekupstwo".