Idziemy chodnikiem. Trzymamy się za ręce. Rozmawiamy, marzymy, snujemy plany na przyszłość. Jeden przekrzykuje drugiego, w końcu zaczynają się sprzeczać. Biegną po parku, kilka metrów przede mną. Zbieram myśli, łapię oddech. Niby jesteśmy razem, a ja w głębi duszy mam wyrzuty sumienia, że jest mnie za mało.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zdarzają się chwile zwątpienia. Momenty, w których mam sobie wiele do zarzucenia. Sytuacje, które najchętniej wymazałabym z pamięci. Nie jestem idealna, emocje czasami biorą górę. Choć staram się znajdować w sobie pokłady cierpliwości, wiem, że czasami jest ich za mało. Poświęcam moim dzieciom czas, każdą wolną chwilę. Ale czy to wystarczy?
Po równo
Mam ich trzech. Traktuję sprawiedliwie i po równo. Tak, by każdy czuł się tak samo kochany, ważny i potrzebny. Nie ma ustępstw, nie ma wymówek. Każdy z nich potrzebuje mnie w takim samym stopniu. Jeśli się bawimy, to zawsze wszyscy razem, na wycieczki rowerowe też wybieramy się w komplecie. Nigdy nikogo nie pomijam, o żadnym nie zapominam.
Jednak ostatnio wydarzyło się coś w moim odczuciu niepokojącego. Kilka dni temu miała miejsce sytuacja, która wciąż jest w mojej pamięci. Powracam do niej myślami i zastanawiam się, czy nie powinnam dawać z siebie więcej. I może nawet nie chodzi o czas, a o zainteresowanie, a dokładniej słowa troski.
To jedno pytanie mojego 4-letniego syna zmieniło wiele. Wzburzyło morze wątpliwości, zebrało chmury, które przyćmiły słońce.
Mamo…
– Mamo, czy ty o każdego z nas się tak samo martwisz? – zapytał, gdy trzymałam na rękach chorego maluszka.
– Oczywiście – odpowiedziałam bez chwili zastanowienia, ale nie kontynuowałam tematu. Kaszel, katar i gorączka mojego 6-miesięcznego dziecka były tym, co zaprzątało moje myśli. Tego dnia to na nim się głównie koncentrowałam. Zapisywałam do lekarza, wykupowałam leki, robiłam inhalację. Z nadzieją, że następnego dnia będzie lepiej.
Pozostałej dwójce nie poświęcałam wtedy tyle czasu co wcześniej. Fizycznie nie dałabym rady. Najmłodszy syn potrzebował przytulenia, bliskości. Płakał, gdy odkładałam go nawet na chwilę.
Gdy patrzyłam w jego zmęczone oczy, smutek i lęk wypełniały każdą cząstkę mojego ciała. Tego dnia jego zdrowie było dla mnie najważniejsze, na nim się koncentrowałam. Co nie oznacza, że o pozostałej dwójce nie myślałam, że była dla mnie mniej ważna.
Po prostu mniej mnie potrzebowali, myślałam, że rozumieją. Że wiedzą, że każdego kocham tak samo i o każdego troszczę się jednakowo. Jednak w kryzysowych chwilach to temu, który najbardziej potrzebuje pomocy, poświęcam więcej uwagi.
Rozdarcie
Czuję wewnętrzne rozdarcie, taką bezradność, z którą nie potrafię sobie poradzić. Myślałam, a wręcz byłam przekonana, że każdy z moich synów czuje moją miłość, troskę i wsparcie. Jednak skoro mój przedszkolak zadał takie pytanie, to chyba miał ku temu powody.
Gdy patrzył, jak najmłodszego tulę na rękach, poczuł się odtrącony, być może gorszy. Zrodziła się w nim nutka niepewności, która być może przerodziła się w coś więcej. W coś, co dodało odwagi i zmotywowało do zadania tego pytania.
I choć z jednej strony przykro mi, że we mnie zwątpił, to z drugiej dziękuję, że tego w sobie nie skrywał. Że swoje wątpliwości i obawy powiedział wprost. Głośno.
Nie zamykam tematu, a kontynuuję rozmowę. Robię wszystko, by żaden z nich nie miał wątpliwości. By każdy pamiętał i czuł, że jest dla mnie całym światem. Czasami po prostu zdarzają się takie dni, takie sytuacje, kiedy na tym, który potrzebuje mnie najbardziej, muszę się w pełni skoncentrować.