Najstarsze alfy mają czternaście lat, najmłodsze właśnie przychodzą na świat. Choć kochamy nasze dzieci całym sercem i jesteśmy w nie wpatrzeni jak w obraz, zdarza się, że krytykujemy i oceniamy. Mówimy słowa, które nie dość, że nie są sprawiedliwe, to jeszcze ranią. Patrzymy na nie tak, jakbyśmy stały za jakąś szybą i nie potrafiły zrozumieć. Nie doceniamy jednej, istotnej rzeczy.
Dla naszych dzieci chcemy jak najlepiej. Wychowujemy, motywujemy i pokazujemy, którą drogą najlepiej pójść. Zdarza się, że przesadzamy, nadmiernie sprawdzamy i narzucamy swoje zdanie. Nabieramy niepotrzebnego rozpędu, dajemy się zdominować emocjom i zaczynamy krytykowanie.
Czasami nawet nieświadomie. Czasami myślimy, że to dla ich dobra. Jesteśmy przekonane, że tym naszym gadaniem zmotywujemy, skłonimy do zmiany. Zdarza się, że mamy klapki na oczach i pewne zdania powtarzamy jak mantrę. Do skutku, aż zrozumieją. A kiedy poniesiemy porażkę, cały proces zaczynamy od początku.
Zastanawiają się rodzice współczesnych nastolatków, w tym moja znajoma.
– Ty sobie wyobrażasz, że Tymon nie chce zrobić niczego, co nie należy do jego obowiązków. Gdy poprosiłam o posprzątanie samochodu, powiedział, że to działka taty. Kiedy chciałam, by wyniósł śmieci, spojrzał i z przekąsem w głosie rzekł: "Anka jest od tego" – opowiada.
– Wciąż powtarza, że robi tylko to, co do niego należy. Podzieliliśmy się domowymi obowiązkami i nawet nie ma mowy, by bezinteresownie komuś pomógł. Za kasę, owszem. "10 złotych i będzie zrobione" – odpowiada, gdy nalegam, by zrobił, coś ekstra. Gdy proponuję tego połowę, słyszę: "Za piątaka to nawet nie chce mi się z kanapy podnosić". Czasami wyprowadza mnie tym swoim zachowaniem z równowagi. Wychodzę z domu, by złapać powietrza, bo inaczej się nie da – mówi mi koleżanka.
Widzę, że jest roztrzęsiona, że nie traktuje tego zachowania jak młodzieńczych wybryków. Chciałaby, by syn pomagał bezinteresownie. Sam z siebie, z własnej i nieprzymuszonej woli. Rozumiem, ale kiedy zatrzymam się i spojrzę na wszystko z dystansem, dostrzegam ważną rzecz.
Wiele zachowań podnosi rodzicom ciśnienie, czasami nawet doprowadza do łez. Jednak to, co robią, mówią i jakie mają podejście do pewnych spraw, świadczy o jednym – współczesne pokolenie dzieci i nastolatków zna swoją wartość. Nie daje się wykorzystywać, choć nie wiem, czy to akurat najodpowiedniejsze słowo. Dzieci robią to, co do nich należy, zgodnie z ustaleniami, harmonogramem działań. Ale nic więcej.
Nie wyręczają innych w ich obowiązkach, nie przepracowują się niepotrzebnie. A kiedy mają zrobić coś ekstra, oczekują za to wynagrodzenia. Tak jak my oczekujemy wynagrodzenia za pracę w nadgodzinach.
I choć z jednej strony zachowanie syna mojej koleżanki nie należy do najstosowniejszych, to na jego podstawie wiem, że to pokolenie da sobie w życiu radę. Nie da sobą pomiatać i nie pozwoli, by ktoś oczekiwała od niego więcej, niż zostało ustalone. To chyba dobrze.
Czytaj także: https://mamadu.pl/185321,alfy-pokochaly-ten-trend-sami-pchnelismy-ich-w-tym-kierunku