Serwis saturdayeveningpost.com przygotował listę 10 rzeczy, które jeszcze 10-20 lat temu nie sprawiały dzieciom i nastolatkom żadnych trudności. Dla współczesnej młodzieży to jednak czarna magia. Na liście znalazły się m.in. odręczne pisanie kursywą, robienie zdjęć aparatem analogowym czy korzystanie z papierowej mapy. To właśnie o tej ostatniej umiejętności napisała do nas Joanna, mama 11-letniego Szymona.
Syn nie wiedział, co to jest mapa
"Czytałam u was ostatnio o tym, że dzieci nie umieją się obsłużyć suszarką na pranie i sobie pomyślałam, że oczywiście przesadzacie, bo mało kto ma w domu pralko-suszarkę i to chyba tylko w bogatych domach są takie dzieci, co prania nie umieją powiesić. No ale potem zaczęliśmy się szykować na wyjazd na długi weekend i się okazało, że ten mój syn to też nie jest tak ogarnięty, jak mi się wydawało.
Majówkę spędziliśmy w domu, ale jedziemy na Boże Ciało do Rzymu na 5 dni. Już powoli poczyniam jakieś przygotowania, kupiłam nam też papierową mapę. Ja to jestem starej daty jednak. Niby korzystam na wyjazdach z Google Maps, ale uważam, że nigdy nie można w pełni temu ufać, może się skończyć internet czy coś i jak to mówiła moja babcia: przezorny zawsze ubezpieczony.
No zaczęłam zaznaczać na mapie jakieś punkty, mieszkanie, w którym będziemy spać, najważniejsze zabytki itd. Mój syn zobaczył mnie na kanapie z mapą i mazakami kolorowymi, i rzucił: 'Mamo, co to za kolorowanka?'. Myślałam, że żartuje, ale on naprawdę nie wiedział, co ja trzymam w rękach.
To nie wina dzieci, tylko nasza
Na początku trochę tak burknęłam, no że to mapa przecież jest i co on w ogóle wygaduje. Byłam zła na niego, że nie wie. Ale potem tak mi przyszła refleksja: a skąd on ma to wiedzieć? A kiedy ja z nim usiadłam i mu to pokazałam? Kiedy go uczyłam tej mapy? No nigdy. Jak ma więc wiedzieć, jak ma się nauczyć?
Wiadomo, że w szkole też się uczy, czym jest legenda, korzystania z mapy itd., ale chyba nauczyciele też dobrze wiedzą, że dzieciaki mają to w nosie, bo każdy ma telefon i aplikacje. Nie mam nawet do nich pretensji. Do siebie powinnam mieć. Bo pamiętam, jak ja jeździłam z rodzicami pod namiot i mnie tata uczył odczytywania mapy i kompasu. Więc ja też muszę nauczyć tego syna.
Mam nadzieję, że ten mój list pokaże innym rodzicom, że nie ma co narzekać na te dzieci i oczekiwać, że szkoła wszystko załatwi za nas. Sami musimy nauczyć dzieci życia, a nie psioczyć potem, że te nasze dzieci to nic nie umieją. No nie umieją, skoro my ich nie nauczyliśmy".