I pisze tak: "Bajka o starych dobrych czasach. O tym, że kiedyś relacje były lepsze, ludzie bardziej jacyś. Bajka o tym, że mnie rodzice krótko trzymali, a wyrosłam/wyrosłem na ludzi. Bajka, że kiedyś nikt się tak nie rozczulał i było lepiej.
Bajka: Jaka ta dzisiejsza młodzież...
Za każdym razem, kiedy ktoś mówi, że kiedyś było lepiej, możesz zastanowić się: Czy to nie jest osoba należąca do jakiejś uprzywilejowanej grupy, która narzeka, że jej przywilej nie jest tak łatwy i niewzruszony jak kiedyś?
Jakie ta osoba ma konkretne przykłady na to, że kiedyś było lepiej? Jaką rzeczywistość porównuje i opisuje?
Oczywiście, że można z całej różnorodności zjawisk na świecie wybrać takie, gdzie potrzebujemy się o coś zatroszczyć, bo dzieje się źle. Ale generalnie naprawdę mamy lepiej. Samo to, że teraz tak dużo rozmyślamy o tym, czy nam jest dobrze, jest efektem tego, że tak bardzo nie zajmujemy się swoim przetrwaniem".
Świetny jest to post i spostrzeżenia, jak zwykle niezwykle słuszne. Dla mnie ta opowieść o tym, że kiedyś było lepiej, inaczej, jest jeszcze o czymś innym. O utracie i niemożności pogodzenia się z nią, o takim braku umiejętności puszczenia.
Ja zupełnie nie oglądam się za siebie. Tak, uruchamiają się we mnie czasami jakieś dawne zapisy, wspomnienia wyświetlają przed oczami, głównie w snach. Jednak jeżeli ku czemuś zwracam wzrok: zawsze ku przyszłości.
I nie, nie wierzę w te bajki, że kiedyś było lepiej. Było inaczej. Nie, nie wierzę w to, że kiedyś dzieci były "grzeczniejsze". Myślę raczej, że były niewidziane, zagłuszane, pomijane.
Nie, nie wierzę w to, że kiedyś było lepiej, ale na pewno było inaczej. To, co pisze Agnieszka Stein, to taki manifest: doceńmy czas, który został nam dany. Teraźniejszość, bez bajania o przeszłości, która nie powróci.