"Gadacz, jak dziś było w przedszkolu? Odpoczywałeś z Marysią?", "Nie, mamo! Nie mogliśmy zasnąć, tęskniliśmy!". Tego typu dialogi, które odgrywam sama ze sobą (i maskotką córki) są u nas od roku stałym repertuarem. Wiem więc, że są skuteczne.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jess, matka trojga i terapeutka dziecięca, publikuje wspierające rodziców treści w swoich mediach społecznościowych. Moją uwagę zwróciła niedawno jej publikacja o wzmacnianiu pewności siebie u dziecka.
Kobieta dzieli się doświadczeniem dwojako: najpierw z perspektywy dziewczynki, której rodzice wykorzystywali tę zabawę, a potem również z perspektywy matki i terapeutki. Wnioski są jednakowe: to działa. O czym mowa? O "wkładaniu" słów w usta maskotek.
O tym, by posługiwać się zabawkami i pluszakami w mówieniu o dziecku dobrych słów. Takie wzmocnienie sprawia, że dzieci rozjaśniają się, słyszą dokładnie to, co mają usłyszeć i z czasem wierzą, że to jest prawda na ich temat.
Przykłady? Och, to może być wszystko.
"Spójrz, Maurycy, jaka z niej odważna dziewczyna!".
"Co tam szepczesz, Mruczku? Kochasz Marysię najbardziej na świecie? To absolutnie niemożliwe, ja kocham ją bardziej!".
Rozumiecie państwo, w czym rzecz?
Nie tylko zabawa
Wypróbowałam tę metodę instynktownie jakiś czas temu i mogę powiedzieć z całą mocą: działa. Nasz gadacz (wełniany, brązowy konik) wsparł córkę w takich momentach, jak trudne rozstania w przedszkolnej szatni, wizyta u lekarza, a nawet wielka życiowa zmiana – przeprowadzka.
Rozbraja jej największe smutki, "wyciąga" z niej to, czego nie umie powiedzieć mi w oczy. Jak? Dokładnie w sposób, jaki opisuje Jess. Chwytam konika, manipuluję nim i mówię za niego zmienionym intencjonalnie głosem. Dla mojej córki to jedna z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek wymyśliłam, a maskotka stała się dla niej symbolem bezpieczeństwa.