Cała ta historia ma w sobie coś bardzo nieprzyjemnego i wypycha widza z jego strefy komfortu. Ale przecież lubimy takie produkcje, prawda? A jeśli przy okazji możemy pobawić się w samozwańczych detektywów, to już w ogóle jest świetna zabawa! Właśnie to ma miejsce teraz przy okazji popularności nowego hitu Netfliksa – serialu "Reniferek".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Odkąd Netflix wypuścił 11 kwietnia miniserial "Reniferek", mój feed na Facebooku zapchany jest informacjami o tej produkcji. Recenzje, artykuły, polecajki znajomych – już dawno nie widziałam takiej zbiorowej histerii na punkcie serialu.
"Reniferek", czyli kiedy obsesja niszczy ludzi
O co chodzi w "Reniferku"? W opisie czytamy: "Gdy komik z problemami okazuje współczucie bezbronnej kobiecie, wywołuje to jej duszącą obsesję, która zagraża zniszczeniem zarówno jego, jak i jej życia". "Reniferek", połączenie dramatu i thrillera, oparty jest na prawdziwej historii Richarda Gadda, który jest też autorem scenariusza i zagrał w nim główną rolę.
Oglądamy więc zapis rosnącej obsesji kobiety o imieniu Martha, stalkerki z piekła rodem, osoby zaburzonej psychicznie i wyraźnie nieszczęśliwej, a przy okazji obserwujemy bezbronność Gadda, aspirującego komika. Do tego dochodzi bezczynność policji i przepis na sukces serialu gotowy. W komentarzach internautów zachwyt produkcją przeplata się z niedowierzaniem, że ta historia wydarzyła się naprawdę.
"Świetny serial", "Bardzo smutny", "Wbiło mnie w fotel", czytam pod publikacjami na Facebooku... i jestem zdziwiona. Obejrzałam ten serial, żeby wiedzieć, o co to wielkie halo. Nie podobał mi się. Ani sposób pokazania historii, ani gra aktorska, ani reżyseria. No nic, po prostu nic nie było w tym dla mnie ani świetne, ani bardzo smutne. Raczej irytujące.
Misja: znaleźć "Marthę"!
Teraz dodatkowo doszła złość. Internet ma nową obsesję: znaleźć prawdziwą Martę. Co prawda Richard Gadd zapewniał, że zmienił szczegóły, by nie zdradzić jej prawdziwej tożsamości, stwierdził nawet, że ona sama pewnie się w tej postaci nie rozpozna, ale najwyraźniej nie docenił detektywistycznych umiejętności widzów.
Bo znaleźli ją. Znają jej imię i nazwisko. Śledzą jej profile społecznościowe. Sami zamienili się w stalkerów. Jak udało im się ustalić tożsamość prawdziwej stalkerki Gadda? Dla chcącego nic trudnego: aktor pokazał w serialu treść rzeczywistych wiadomości, które otrzymywał od tej kobiety. Wystarczyło prześledzić jego media społecznościowe i archiwalne wpisy, by trafić na te zamieszczone przez "Marthę". A potem dzielić się nimi w sieci. Zestawiać zdjęcia aktorki grającej stalkerkę z "prawdziwą Marthą".
To wymknęło się spod kontroli
I na tym nie koniec. W serialu przedstawiona jest też historia odnoszącego sukcesy scenarzysty telewizyjnego, który miał wykorzystywać seksualnie Gadda. I o ile komik zgłosił prześladującą go chorą psychicznie kobietę na policję, nigdy nie zrobił tego samego w przypadku mężczyzny, który go wielokrotnie gwałcił. A, jak stwierdził w jednym z wywiadów, te wydarzenia także miały miejsce.
Wszystko jest tu nie tak. Kobieta ze stalkerki staje się ofiarą stalkingu i masywnego hejtu, mężczyzna drapieżca pozostaje anonimowy. Chociaż i jego internauci próbowali znaleźć. Na razie bezskutecznie, ale ich działania wyrządziły już krzywdę niewinnej osobie. Na policję zgłosił się aktor i reżyser Sean Foley, którego detektywi-amatorzy wytypowali jako potencjalnego gwałciciela z "Reniferka".
Foley miał otrzymywać "zniesławiające, obraźliwe i zawierające groźby wiadomości". Richard Gadd chyba dostrzegł, że sprawy wymknęły się spod kontroli, bo 22 kwietnia zamieścił w instagramowym story prośbę, by widzowie przestali szukać prawdziwych osób przedstawionych w serialu.
"Ludzie, których kocham, z którymi pracowałem i których podziwiam (w tym Sean Foley), są ofiarami niesprawiedliwych podejrzeń. Proszę, nie spekulujcie na temat tego, kim mogłaby być którakolwiek z prawdziwych osób. Nie taki jest sens naszego serialu".
Pytanie brzmi: a jaki jest sens? I czy nie można było tego przewidzieć? Czy nikt w Netfliksie nie miał nawet przez sekundy myśli, że tak może się to potoczyć? A sam Gadd też o tym nie pomyślał? Jeśli nie, to świadczy to o sporej naiwności. I, niestety, zabrakło tu odpowiedzialności.
Teraz kiedy on świętuje sukces, na który czekał przez wiele lat, nie chcę nawet myśleć o tym, co przeżywa zaszczuta "Martha". Tak, Richard Gadd miał prawo opowiedzieć swoją historię, ale Martha, jakkolwiek brzmi jej prawdziwe imię, ma prawo pozostać anonimowa.