Dziś już w pierwszych klasach szkoły podstawowej większość uczniów zostaje wyposażona w komórki. Nawet ci rodzice, którzy odwlekają to w czasie, w końcu ulegają. Chcą mieć kontakt z coraz bardziej samodzielnym dzieckiem lub przemawia do nich argument: "bo wszyscy inni mają". Świat się zmiana, a z nim kolejne pokolenia. Zauważyliście tę jedną różnicę?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jestem dzieckiem lat 80. i na własną komórkę sama długo odkładałam pieniądze. Kupiłam ją dopiero w klasie maturalnej, ale to nie był koniec oszczędzania. Nie miałam abonamentu, a telefon na kartę. 20 zł miesięcznie musiało starczyć. Dzieliłam po 5 zł na tydzień i bardzo uważnie wysyłałam SMS-y. Gdy mówię tym mojej córce, to patrzy na mnie jak na kosmitę. Dziś dla dzieciaków to totalna abstrakcja.
Też pisaliśmy do siebie
Kiedyś młodzież też wolała pisać niż dzwonić, ale z tą różnicą, że nie było nielimitowanego pakietów, a wiadomości tekstowe były dość drogie (60 gr z dzisiejszej perspektywy to naprawdę sporo, potem pojawiły się pakiety tańszych SMS-ów zbijające ich cenę np. do 30 gr). I jak tu dbać o relacje społeczne?
Można było zawsze odpalić komputer (jeśli się go miało) i komunikator Gadu-Gadu, choć i tu bywały mocne ograniczenia. Ja np. skrzętnie liczyłam minuty, by nie przekroczyć ustalonego z rodzicami budżetu. Dźwięk łączącego się modemu to jeden z najbardziej charakterystycznych odgłosów tamtej epoki. Prehistoria, prawda?
Jakoś musieliśmy sobie radzić
Wracając jednak do komórki, by było taniej, np. puszczaliśmy sobie sygnały, by dać komuś do zrozumienia, że otrzymaliśmy wiadomość (nikt nie pisał OK, to byłoby masakryczne marnotrawstwo) lub po prostu znak, że o kimś się myśli.
Miało to swój urok, ale dziś z perspektywy nie patrzę na to tylko jak na sentymentalną opowieść sprzed lat. Dostrzegam również bardzo cenną lekcję, którą otrzymał każdy z nas. Lekcję, której naszej dzieci raczej nie dostaną...
Te wszystkie ograniczenia uczyły nas oszczędności i zarządzania budżetem, ale także sprawiały, że chyba bardziej zastanawialiśmy się nad tym, co chcemy napisać. Bo wiadomości wysyłało się tylko w naprawdę ważnych sprawach (oczywiście ważnych, jak na młodzież przystało). Były skróty i kombinacje, by zmieścić się w jednym SMS-ie.
Dziś każdego dnia dzieciaki produkują setki wiadomości zupełnie bezrefleksyjnie. Miałaś okazję zobaczyć taką konwersację na WhatsAppie? Moim zdaniem jest to fala ciężko stwierdzić czego: memy, obrazki, gify, nagrania, fotki, przerywane krótkimi tekstowymi wiadomościami. Jeden wielki SPAM, tylko dlatego, bo można i nie ma granic...