Dzieci zakładają sobie klasowe grupy na przeróżnych komunikatorach. O tym, co się na nich dzieje, często my – rodzice – mamy bardzo znikome pojęcie. Ale nie wszyscy! Niektórzy rodzice śledzą korespondencję swoich pociech, a nawet wtrącają do nich swoje trzy grosze, kiedy uznają to za stosowne. Jakie mogą być konsekwencje podszywania się pod własne dziecko?
Reklama.
Reklama.
Do redakcji przyszedł list od jednej z czytelniczek: "Moja córka ma 10 lat. Jej klasa założyła grupę na WhatsAppie, na której dzieciaki rozmawiają o szkole i nie tylko. Ostatnio wydarzyło się coś dziwnego. Dwóch chłopców pokłóciło się – jeden mocno zwyzywał drugiego. Moja córka stanęła w obronie pokrzywdzonego (w jej mniemaniu) kolegi, 'pogoniła' tamtego i na chwilę sprawa ucichła. Kolejnego dnia jednak ten 'agresor' zaczął pisać na grupie, jaki to jest pokrzywdzony, że nikt go nie rozumie, a on ma po prostu problemy emocjonalne.
Córka zdenerwowała się, bo nie chciała nikogo skrzywdzić. Zaczęła przepraszać chłopca, że źle go zrozumiała, że niepotrzebnie się wtrąciła w ich rozmowę. Jednak on zaczął opowiadać jej o swojej psychoterapii, o tym, że przykro mu, kiedy klasa go odtrąca, że ma wiele problemów natury psychologicznej i trudne dzieciństwo. Przestała sobie z tym radzić i w końcu o wszystkim mi opowiedziała.
Po przeczytaniu korespondencji doszłam do wniosku, że moja córka nie rozmawia z dzieckiem, ale z dorosłą osobą. Dzieciaki nie formułują zdań w taki sposób! Zadzwoniłam do matki chłopaka i okazało się, że miałam rację. Podszyła się pod syna, by jakoś wybronić go z tego, co zrobił. Opadły mi ręce. Czy to nie jest przypadkiem przesada? Czy dzieci nie powinny pewnych spraw załatwiać między sobą? Jak można podszywać się pod własne dziecko? I co ja mam powiedzieć córce? Nie przejmuj się tym, co mówi kolega, bo to nie on?".
Ochronić jedno i drugie dziecko
Ciężko wybrnąć z opisanej sytuacji. Jeśli wyznasz córce, że nie rozmawiała w gruncie rzeczy z kolegą, tylko jego matką, to się może roznieść – bo dziewczynka ma dopiero 10 lat i może jej być trudno zrozumieć, że lepiej nie opowiadać nikomu tej historii - i chłopiec będzie miał w klasie jeszcze większe kłopoty. Raczej powinnaś uspokoić ją, by nie przejmowała się za bardzo tą historią, wytłumacz dziecku, że stając po stronie tamtego kolegi, posłuchała głosu serca i postąpiła w danym momencie najlepiej, jak potrafiła.
Ledwo umieją czytać i pisać, a już funkcjonują w internecie
W dobie internetu i mediów społecznościowych życie, zarówno nasze, jak i naszych dzieci, w dużej mierze rozgrywa się w świecie wirtualnym. Nikogo nie dziwi już fakt, że maluchy, nawet te z pierwszej klasy szkoły podstawowej, mają konta na Facebooku i rozmawiają ze sobą za pośrednictwem Messengera czy WhatsAppa, gdy tylko w ogóle nauczą się pisać i czytać. To niesie za sobą wiele konsekwencji, również te negatywne.
Wirtualne grupy, na których spotykają się uczniowie, bywają przyczyną wielu problemów. Zauważmy, że zakładają je często dziesięciolatki, a nawet młodsze dzieci, podczas gdy tak naprawdę dozwolone jest to dopiero od trzynastego, a czasem nawet szesnastego roku życia. To może być jeden z powodów, dla których pojawiają się takie sytuacje, jak opisana w liście. Zbyt małe dzieci nie potrafią korzystać z mediów społecznościowych we właściwy sposób. Jednak ta sprawa ma wiele wątków.
Wirtualna rzeczywistość naszych dzieci
Kilkadziesiąt lat temu, taka historia nie miałaby miejsca. Gdyby dzieciaki poróżniły się gdzieś w szkole, miałyby prawdopodobnie świadków i istniałaby spora szansa na to, że jakiś dorosły mógłby w porę zareagować. A może ktoś by na kogoś naskarżył i także sprawa wkrótce zostałaby rozwiązana. Ale mogłoby być również tak, że o zajściu nikt z dorosłych by się nie dowiedział. Tak samo jak to jest w przypadku wirtualnej rzeczywistości naszych dzieci. Dzieją się tam przeróżne rzeczy, o których nie mamy – ani my, rodzice, ani nauczyciele – bladego pojęcia.
Lub – jeśli to pojęcie mamy – nie bardzo wiemy, co z nim zrobić. Tak było z pewnością w przypadku matki chłopca, która przejrzała korespondencję syna i nie mogła przejść obojętnie wobec faktu, że jej dziecko zostało potraktowane niesprawiedliwie, źle zrozumiane. Usiłowała go tylko bronić. Ale spowodowała w ten sposób potężne poczucie winy i stres u innego dziecka. Nie tak to chyba powinno wyglądać.
Problem się rozrasta, bywa, że z naszej winy
Problem naszych czasów polega na czymś jeszcze. Dawniej dzieci wiele spraw załatwiały między sobą, podczas bezpośredniej konfrontacji. Po prostu – rzecz działa się w szkole lub na podwórku i tam się ją rozwiązywało. Rodzice mogli nawet nie zdążyć zareagować. Taki konflikt, jak ten opisany w liście, mógł trwać najwyżej 5 minut, to mogła być tylko krótka wymiana zdań, szybko zakończona i zapomniana. Ta sama sytuacja, przeniesiona do rzeczywistości wirtualnej, nabiera jednak znaczenia. Dana rozmowa może być wielokrotnie czytana i interpretowana ciągle na nowo przez kolejne osoby.
Poza tym dziś rodzice interweniują w życie swoich dzieci, kiedy tylko mogą. Chcą załatwiać za nie ich własne sprawy, często dokładając im jeszcze wagi. Coś, co dla dzieciaków może być chwilowym nieporozumieniem, dla rodzica, który wie, że dziecko chodzi na terapię i ma "problemy", to bardzo poważna sprawa. I rzecz zaczyna się rozrastać. Wydaje się, że czasami o wiele prościej byłoby zwyczajnie nie wtrącać się, choć oczywiście nie można tu generalizować. Jednak dzieci są mądre i wiele spraw naprawdę potrafią załatwić same między sobą.