Gdy dzieciaki kończą 9-10 lat, coraz częściej wychodzą na dwór bez opieki dorosłych. Biegają po osiedlu czy okolicy, bawiąc się z rówieśnikami. Uważam, że to bardzo potrzebne, choć warto pamiętać, że taka nagła swoboda sprzyja również ryzykownym pomysłom. W ten sposób mogą zrobić krzywdę sobie i innym.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Staram się za wszelką cenę uciszać moją nadopiekuńczość, bo ryzykowna zabawa też jest dzieciom potrzebna. Sytuacja, której wczoraj byłam świadkiem, utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że w parze ze swobodą i zaufaniem powinno iść jeszcze sporo rozmów dotyczących bezpiecznej zabawy.
W mojej najbliższej okolicy nie ma zbyt wielu atrakcji dla dzieci w wieku szkolnym, więc ci szaleją na rolkach, rowerach i hulajnogach. Niby fajnie, ale wczoraj taka zabawa zakończyła się fatalnie dla dwóch chłopców. Prawda jest jednak taka, że mogła skończyć się znacznie gorzej.
Było sporo łez
Wyszłam na chwilę na balkon podlać kwiaty, gdy usłyszałam szloch chłopca. Trzymał się za nogę i głośno zawodził. Ewidentnie doszło do jakiegoś wypadku, a koledzy próbowali uspokoić poszkodowanego: "No przestań ryczeć, facet jesteś czy nie?". Ten jakże stereotypowy tekst jednak nie pomógł. Boleć musiało bardzo, bo wściekły zaczął krzyczeć, że ma serdecznie dość kolegów oraz ich pomysłów. Ostatecznie pokuśtykał w stronę domu, nadal głośno zawodząc.
Nie minęły 3 minuty, gdy jego koledzy znaleźli się na górze schodów i zaczęli zjeżdżać po podjeździe dla wózków. Rowerzysta śmignął, wpadając prawie na przechodzącą tamtędy kobietę. Chłopiec na hulajnodze miał mniej farta. Małe kółeczka wyczynowego sprzętu wpadły w jakiś dołek i dzieciak wyleciał jak z procy, upadając niefortunnie na nogę. Chyba nie miał odwagi płakać, bo jeszcze chwilę temu sam przekonywał, że chłopaki nie płaczą. Ewidentnie jednak uszkodził kostkę.
To nie jest dobra zabawa
Przez zimę zupełnie zapomniałam o tym, że dzieciaki, żądne wrażeń, uwielbiają zjeżdżać po naszym podjeździe. Kiedyś nie wydawało mi się to złą zabawą, bo to takie trochę jak wchodzenie po zjeżdżalni na górę dla maluchów, ale to trzecia wiosna, podczas której widzę, jak wiele dzieci ulega w ten sposób wypadkom. To świetna zabawa, ale do czasu...
Absolutnie nie dziwi mnie potrzeba szukania ekstremalnych doznań. Warto jednak może podpytać własne dziecko, jak spędza czas, gdy bawi się z kolegami i koleżankami na podwórku. Jeśli jest żądne takich wrażeń, to poszukajcie pumptracków i skateparków w okolicy. Organizowanych jest także coraz więcej zajęć, na których dzieciaki mogą się nauczyć nie tylko trików, ale i bezpiecznego upadania.
I na litość boską! Nauczcie, że takie kaskaderskie popisy robi się tylko w kaskach! Bo praktycznie żadne z tych dzieciaków ich nie nosi, bo przecież tylko bawią się pod domem. Problem także w tym, że 10-latki ewidentnie nie zdają sobie także sprawy z tego, jakie zagrożenie stwarzają dla innych. U nas schody nie są widoczne dla osób idących po chodniku. Pędzący z samej góry dzieciak nie ma szans, by wyhamować, gdy nagle ktoś wyjdzie zza winkla. Co będzie, gdy uderzy w wózek z niemowlakiem lub biegnące malutkie dziecko? Aż strach pomyśleć.