Dziewczynki tak nie mówią. Dziewczynki się nie złoszczą. Dziewczynki tak nie siedzą. Dziewczynki nie wspinają się na drzewa. Dziewczynki nie pyskują. Nie przeklinają. Nie gwiżdżą. To tylko kilka przykładów tego, co w dzieciństwie słyszałam na temat akceptowalnych zachowań dziewczynek. A potem dorosłe dziewczynki przepraszają za to, że żyją. Nie oddychają, bo nie wypada.
Właśnie dlatego samozadowolenie matki, która opisała na Reddicie rewolucyjną (sic!) metodę wychowawczą swojego męża, wzbudza mój sprzeciw. I smutek, że większość komentujących jej wpis kobiet uważa, że to genialne. Ale do rzeczy, przeczytajcie o "księżniczkowym rodzicielstwie" i dajcie znać, co wy o tym myślicie. Post zatytułowany "Pie***yć łagodne rodzicielstwo – księżniczkowe rodzicielstwo to gamechanger" brzmiał następująco:
"Moja córka myśli, że jest naprawdę księżniczką – ma 5 lat.
Nigdy jej nie wychowywałam na księżniczkę, ale okazuje się, że mój mąż owszem. Teraz córka mówi swoim rówieśnikom z klasy, że jest księżniczką. Kiedy się o tym dowiedziałam, pomyślałam, że muszę przyjrzeć się bliżej temu, co ogląda na YouTube.
Okazało się jednak, że mój mąż przez całe jej życie nazywał ją księżniczką. Mąż ma wielką grupę przyjaciół, w której nasza córka jest jedyną dziewczynką. I oni wszyscy mówią do niej per księżniczka, ich synowie też tak się do niej zwracają. Dosłownie mówią do niej: 'Księżniczko, chcesz to/tamto itp.'.
Powiedziałam mu, że musi z tym skończyć, bo ona nie jest księżniczką, a on odparł: 'Ale wiesz, jakie łatwe jest wychowywanie dziecka, kiedy używasz tego słowa?'.
Przez cały weekend przyglądałam się temu uważnie. I to jest najskuteczniejszy rodzicielski trik, jaki kiedykolwiek widziałam. (...)
Kiedy córka zaczęła krzyczeć, on powiedział jej: 'Och, kochanie, laleczko, czy nie pamiętasz, że księżniczki nie krzyczą, tylko mówią cicho?'. Od razu przestała krzyczeć. Kiedy odezwała się niegrzecznie, wydarzyło się to samo. Kiedy biła się z bratem, powiedział: 'Księżniczki używają słów', a ona zatrzymała się, wzięła wdech i zaczęła mówić, zamiast bić.
Księżniczki dbają o zwierzęta. Księżniczki sprzątają po sobie. Księżniczki ćwiczą czytanie. Księżniczki słuchają swojej mamusi. Księżniczki myją włosy. Itd. Itp.
Jest mi głupio, że potrzebowałam 5 lat, żeby poznać ten magiczny rodzicielski trik".
I co wy na to, królowe i księżniczki? Czy myślicie, że to sprytne i świetne, nie możecie się już doczekać, by wypróbować to na własnych córkach? Czy może, podobnie jak ja, czujecie, że to jest złe i szkodliwe?
W komentarzach pod postem tej matki wiele jest podziwu dla "księżniczkowego" pomysłu. Kobiety piszą o podobnych sposobach, które wykorzystują w swoich rodzinach. Mówią dzieciom, że są robotami, ninjami, dinozaurami – cokolwiek działa, byle tylko dziecko się słuchało. "Jestem serio wściekła, że moje dzieci są już na to za duże. Genialne!", pisze jedna z internautek.
Wśród kilkudziesięciu zachwyconych głosów w końcu pojawił się też i ten, którego szukałam: "Czy tylko ja czuję się z tym nieswojo? Nie potrafię wskazać, co konkretnie, ale wydaje mi się, że jest to seksistowskie". To wyraźnie ośmieliło innych (acz nadal będących w mniejszości) do wyrażenia krytyki, wszak niełatwo być tą pierwszą osobą, która powie, że król jest nagi, kiedy reszta podziwia jego szaty, prawda?
"To może utrudniać naukę radzenia sobie z emocjami. To taka wersja 'Duże dziewczynki nie płaczą' przewiązana różową kokardą. Jest duże ryzyko, że przemieni się to w 'Księżniczki nie pyskują, księżniczki nie podnoszą głosu' itd. Podprogowy przekaz jest tu taki, że jak będziesz się wychylać, bo nie będą cię szanować.
Pewnie, że księżniczki nie krzyczą, ale czy tę dziewczynkę uczy się, dlaczego ma tego nie robić i jak ma się komunikować bez krzyku? Ten ojciec po prostu uczy ją starych, mizoginicznych sposobów na to, by dziewczynki wyrosły na ludzi, którzy będą zadowalać innych i których będzie widać, ale nie słychać'.
Bingo! Oczywiście, można to potraktować jako zabawę w odgrywanie ról, nie skupiać się na negatywnych konotacjach związanych z wyrazem "księżniczka", zastąpić go innym, choćby wspomnianymi dinozaurami. Nie zmienia to jednak faktu, że chwaląc się tym "genialnym rodzicielskim trikiem", kobieta tak naprawdę pokazała przykład szkodliwych metod wychowawczych.
Zamiast uczyć córkę rozumienia swoich emocji i wyrażania ich w społecznie akceptowalny sposób, współpracy czy nawet wywiązywania się z obowiązków, idzie na skróty. A potem mała księżniczka wyrośnie na dorosłą królową, która nie odważy się wyrażać swoich potrzeb i oczekiwać szacunku dla swoich uczuć. Będzie naginać się do potrzeb innych, żeby tylko byli zadowoleni. Księżniczki przecież są łagodne, biorą, co im inni dają.
Czytaj także: https://mamadu.pl/183218,syndrom-najstarszej-corki-to-ciagnie-sie-za-kobietami-przez-cale-zycie