Kiedy jedne restauracje i kawiarnie organizują przestrzeń tak, by zapewnić dzieciom kącik do zabawy, inne wywieszają na drzwiach zakazy wstępu dla rodzin z maluchami. Jest też trzecia opcja: zniżka dla tych rodziców, których dzieci są "dobrze wychowane". Ewidentnie mamy problem z dziećmi w przestrzeni publicznej. Zastanawiam się jednak: czy zamiast mówić o "niegrzecznych" dzieciach, nie powinniśmy przyjrzeć się ich rodzicom?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Użytkownik @BLACKBURN16 zamieścił na forum Reddit zdjęcie paragonu z restauracji, na którym widoczna jest zniżka – w wysokości 6,72 dolarów (ok. 30 złotych) – za "dobrze zachowujące się dzieci". Nie wiadomo, o jaką restaurację chodzi, ani nawet czy autor wpisu jest również autorem zdjęcia. Jednak sam fakt, że istnieje lokal dający zniżki tym klientom, których dzieci są "grzeczne", wywołał gorrrącą dyskusję.
Z jednej strony stołu zasiedli oburzeni praktyką restauracji:
"Strasznie głupi ruch ze strony lokalu. To, że jakaś osoba musi oceniać zachowanie dzieci przy każdym stoliku, bez gwarancji, że ci klienci wrócą, jest absurdalne. A co jeśli rodzina dostanie zniżkę, wróci do knajpy, a kolejnym razem jej nie dostanie?";
"Jako ktoś, kto jest rodzicem tzw. grzecznego dziecka, myślę, że taka akcja to głupota. Dzieci to ludzie, nie wszystkie będą się 'dobrze' zachowywać przez cały czas. Wielka mi rzecz. Ludzie muszą być bardziej wyrozumiali dla dzieci, zwłaszcza w USA. Ten kraj jest tak nieprzyjazny rodzinom z dziećmi, co jest chore, bo tyle się mówi o chrześcijańskich wartościach i roli rodziny" (tu sobie chrząknęłam, bo niby to opis sytuacji za oceanem, a brzmi dziwnie znajomo...).
Z drugiej strony: ci pochwalający nagradzanie klientów z "dobrze wychowanymi" dziećmi, kpiący z rodziców, nazywający matki Karen (polskim odpowiednikiem jest Karyna), narzekający na dzieci, dający upust wszelkim frustracjom. Ba, znaleźli się i tacy, którzy chcieliby zniżkę tylko dlatego, że dzieci nie mają. Czy przypadkiem zniżką nie jest już to, że nie trzeba płacić za ich posiłki?
To nie dzieci powinny się "dobrze zachowywać"
Mnie szczególnie ujął jeden komentarz: "Tak naprawdę to oznacza 'dobrze wychowani rodzice'. Zdarzało mi się wychodzić z dziećmi z knajpy w trakcie posiłku, żeby reszta rodziny i inni klienci mogli w spokoju zjeść, kiedy moje dzieci zaczynały za bardzo szaleć. Wtedy wielu rodziców tak robiło. Dziś jakoś już tego nie widzę".
Doskonałe. Nie twierdzę, że oferowanie tego typu zniżek jest słuszną praktyką. W końcu nikt nie bierze pod uwagę, że dzieci to nie roboty. Nikt nie myśli o dzieciach z nadpobudliwością czy dzieciach w spektrum, które również mają prawo socjalizować się w miejscach publicznych. Jednakże, jak bardzo zmieniłby się wydźwięk całej sprawy, gdyby na paragonie pojawiła się zniżka dla "dobrze wychowanych rodziców"?
Dzieci, nawet jeśli ze wszystkich sił staramy się traktować je jak małych dorosłych, są... dziećmi. Nie zawsze są w stanie zapanować nad swoimi emocjami. To, co dla dorosłych jest frajdą – wyjście do ludzi, zjedzenie smacznego posiłku, brak konieczności sprzątania itd. – dla dzieciaków może być straszną nudą. Siedzieć tak przy stole bez ruchu nad talerzem i po prostu rozmawiać? Zero zabawy.
To rolą rodzica jest a) zapewnić dziecku zajęcie (czasem oznacza to pozwolenie na oglądanie bajek na telefonie – co bywa krytykowane) oraz b) zareagować, jeśli dziecko przekracza granice innych klientów. Jeśli maluch krzyczy, płacze czy biega pomiędzy stolikami, a rodzic nie robi nic, aby go zająć, nie tłumaczy nawet, że w restauracji takie zachowanie jest nieodpowiednie, bo "to tylko dziecko"... To problemem nie jest to, że dziecko jest "niegrzeczne". Niegrzeczny jest rodzic. I tu, celowo, bez cudzysłowu.