Głównym obowiązkiem dziecka powinna być nauka, a nie wyręczanie rodziców w pracach domowych – twierdzi Basia. Ma żal do nauczycieli, którzy całą odpowiedzialność za wychowanie przerzucają na rodziców. Jej zdaniem, skoro dzieci więcej czasu spędzają w szkole niż w domu, to tam powinny się uczyć zaradności i samodzielności.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Doświadczenia obu pedagożek są podobne: widzą, że dzieci z pokolenia alfa są mało samodzielne, nie mają obowiązków, rodzice często je wyręczają, a w ich domach brakuje zasad i dyscypliny, które przygotowałyby je do dorosłego życia. Obie podkreślają, że nie chodzi o tresurę i surowe zasady, ale o zdrowe granice, których dzieci potrzebują.
Po publikacji tych dwóch listów odezwało się do nas kilka osób, które przyznały, że zgadzają się z każdym napisanym w nich słowem. Ich zdaniem, choć dbanie o emocje dzieci jest ważne, rodzice muszą zacząć dzieci wychowywać, pozwalać im na samodzielność, a nie wszystko robić za nie.
Pojawił się też jeden ciekawy głos w kontrze do pozostałych. Basia (imię zmienione na jej prośbę) twierdzi, że nauczyciele powinni przestać wymagać tak wiele od rodziców i sami mogliby przejąć część odpowiedzialności za wychowanie przyszłych pokoleń. Jak pisze: skoro dzieci spędzają całe dnie w szkole, a z rodzicami prawie się nie widują, jak rodzice mają znaleźć czas, by czegokolwiek je uczyć?
Przeczytajcie jej wiadomość:
Nauka to główny obowiązek, na resztę przyjdzie czas
"Chcę odpowiedzieć na artykuł o tym, że bezstresowe wychowanie krzywdzi dzieci. Nauczyciele to chcieliby chyba, żeby dzieci były robotami. Żeby zawsze były przygotowane do lekcji, żeby wszystko umiały, żeby nigdy nie dostawały uwag, żeby były jak z taśmy produkcyjnej.
Mówię z perspektywy matki trójki dzieci, dwójka jest w podstawówce, najstarsza córka w liceum. Ja pracuję na cały etat, mąż też. Dzieci większość dnia spędzają w szkole, po lekcjach mają zajęcia dodatkowe. W ciągu dnia prawie się nie widujemy, choć staramy się z mężem, żeby nadrabiać w weekendy. Ale po całym tygodniu jesteśmy wszyscy tak zmęczeni, że chcę, żeby dzieci odpoczęły. One i tak spędzają czas przy książkach i nauce. Najstarsza córa już myśli o maturze, chociaż to za dwa lata dopiero. Młodsza córka i syn też się dużo uczą.
Nie mam zamiaru zmuszać moich dzieci do robienia czegoś, na co one i tak nie mają siły. W ich wieku nauka jest priorytetem. Chcę, żeby dostały się na dobre studia, znalazły dobrą pracę, żeby sobie poradziły później. To jest ich główny obowiązek. Skoro szkoła tak je stresuje, dlaczego ja mam im dokładać więcej tego stresu? Ścielą swoje łóżka, herbatę zaleją wrzątkiem, śmieci czasem wyrzucą. Najstarsza zrobi sobie kanapki czy coś, młodsze jeszcze nie, ale nie muszą. To im starczy, nie muszą robić prania, nie muszą gotować obiadków dla całej rodziny czy pucować całego domu.
Niech nauczyciele wychowują, zamiast psioczyć na rodziców
Jeśli nauczyciele chcą, żeby dzieci były bardziej samodzielne, niech sami przejmą część odpowiedzialności za ich wychowanie. Niech uczą je prac domowych. Zamiast siedzieć nad książkami w klasach, niech nauczą je praktycznych umiejętności, na które my, rodzice, nie mamy czasu. Bo my pracujemy, a dzieci są w szkołach.
Skoro dzieci spędzają w nich więcej czasu niż w domu, to chyba normalne, że to tam się powinny uczyć różnych rzeczy, a nie tylko te naciski na rodziców. Nam się obrywa, a nauczyciele to niby tacy święci. Jakbym miała tyle wolnego co oni, to może też bym mogła więcej czasu poświęcać swoim dzieciom".
Chcesz odpowiedzieć na list? Napisz na adres mamadu@natemat.pl lub bezpośrednio do mnie na adres hanna.szczesiak@mamadu.pl.