Nieustępliwi, niezależni i samolubni. Często zapatrzeni w siebie. Nie widzą nic poza czubkiem swojego nosa. Niestety to o moich i, być może, twoich dzieciach. Bo, jak zauważyłam i niejeden raz przekonałam się na własnej skórze, rośnie nam pokolenie samolubów. Czy to ich wina? Niekoniecznie. Winowajczyniami jesteśmy… my!
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najstarsi przedstawiciele pokolenia alfa urodzili się w 2010 roku, mają po 14 lat. Wbrew temu, co sądzą niektórzy, to właśnie oni mają szansę wyrosnąć na wyjątkowych i niepowtarzalnych ludzi. Jednak nie tylko. Jeśli nic się nie zmieni (a wiele na to wskazuje), pokolenie to będzie kojarzyło mi się z samolubami, którzy dla siebie i swojego dobra są w stanie zrobić wszystko.
Dbają o swoje
Pokolenie alfa charakteryzuje się wyjątkową asertywnością i nieustraszonością. Wyróżnia się niespotykanym dotąd poziomem świadomości społecznej. Wiele zawdzięcza mediom społecznościowym, które są głównym źródłem wiadomości i informacji.
Dzieci, które urodziły się w 2010 roku i później, dbają o siebie i swoje potrzeby. To na nich się koncentrują, to one są dla nich najważniejsze. Jak lwy walczą o swoje. Z jednej
strony to dobrze, bo nikt się o nas tak nie zatroszczy jak my sami, z drugiej zaczynam się trochę bać. Dokąd nas to wszystko zaprowadzi? Byłam ostatnio świadkiem pewnej (trochę niepokojącej) sytuacji. Kiedy odwoziłam syna do szkoły, zauważyłam…
Nie wstyd ci?
No właśnie, co? Chłopca, na moje oko w wieku 8-9 lat, idącego z rękami w kieszeni. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że obok niego szła mama, która w jednej ręce niosła jego plecak, a w drugiej torbę z zakupami. Widać było, że jest jej ciężko, że nie ma już siły. Torba wyglądała na dość ciężką, przypuszczam, że bardzo wrzynała się jej w dłonie. Chłopiec szedł zadowolony i chyba nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby pomóc mamie. Pomyślałam, jak mu nie wstyd.
Jednak po chwili dotarło do mnie, że on się tego przecież sam nie nauczył. Zapewne już od pierwszych lat życia był rozpieszczany, rodzice pozwalali mu na wszystko, to teraz mają za swoje. Wiem, że łatwo się mówi, a gorzej realizuje. Przyznaję, że też niejednokrotnie popełniłam w życiu taki błąd. W porę się obudziłam i zrozumiałam, że takim zachowaniem wyrządzam dziecku krzywdę.
Wyręczałam, trzymałam pod kloszem, chroniłam przed złem całego świata. Potem się otrząsnęłam. "Dziewczyno, co ty wyprawiasz?" – pomyślałam. Teraz dokładam wszelkich starań, by moje dzieci były samodzielne i niezależne. By umiały poradzić sobie w każdej sytuacji, ale by nie były samolubami, które obok uczuć innych przechodzą obojętnie.
Empatia
To ona odgrywa tutaj kluczowe znaczenie. Empatia, czyli zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób jest naszym dzieciom bardzo potrzebna. Dzięki niej łatwiej będą nawiązywały znajomości, przyjaźnie, a w późniejszym życiu stworzą dojrzały i bezpieczny związek. To ona sprawi, że nie będą widziały tylko czubka swojego nosa i nie będą koncentrowały się wyłącznie na sobie.
Dzięki niej będą potrafiły postawić się w sytuacji drugiego człowieka i skierować uwagę na jego potrzeby i emocje. Nauczą się patrzeć na świat oczami drugiej osoby, bez oceniania i wyśmiewania.
Ta sytuacja z mamą niosącą plecak swojego syna utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie tak chcę wychować swoje dzieci. Nie chcę być ich służącą, a przewodnikiem, kompanem, przyjacielem. Muszę zrobić wszystko (i zrobię), by na starość moje dziecko przyjechało i podało mi filiżankę z herbatą.
By zapytało, czy czegoś nie potrzebuję, czy może w czymś mi pomóc. Wiem, że jeśli teraz pozwalałabym mu na wszystko, rozpieszczała i utwierdzała w przekonaniu, że czubek własnego nosa jest najważniejszy, tej ciepłej herbaty przygotowanej przez niego nigdy mogłabym nie spróbować.