Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem, nawet nie próbujcie mnie przekonywać, że jest inaczej. Teksty: "Ja dostawałam i wyrosłam na ludzi" albo "Trzeba uczyć dzieci się bronić, żeby nie wyrosły na mięczaków" lepiej schować do kieszeni. Ewentualnie omówić na terapii, bo takie podejście tylko krzywdzi.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Daria i jej mąż mają odmienne spojrzenie na wychowanie syna. Choć do tej pory znajdowali kompromisy, konflikty z rówieśnikami z klasy sprawiły, że nie umieją się dogadać. Daria boi się, że przez kontrowersyjne – i niewychowawcze! – metody jej męża sytuacja chłopca tylko się pogorszy. Przeczytajcie jej mail.
Syn wraca ze szkoły z płaczem
"Mój mąż był wychowany tak, że w jego domu nie mówiło się o emocjach, nie było przytulania, nie było czułości. Nie było też jakiejś musztry, nie lali go, nie krzyczeli, raczej była obojętność, takie przekonanie, że trzeba być silnym, że trzeba sobie samemu radzić. Jak w tym powiedzeniu 'Umiesz liczyć, licz na siebie, twoje szczęście innych je...'. Wiecie, co jest dalej.
W moim domu było ciepło, często sobie mówiliśmy, że się kochamy itd. Mimo to udaje nam się tworzyć z mężem zgodny związek. Ja go otwieram na rozmowy, na emocje, a on mi pokazuje, że czasem jestem za bardzo ufna i za bardzo polegam na ludziach, przez co na tym tracę.
W wychowaniu syna znajdujemy kompromisy, ale ostatnio zaczęły się problemy. Młody poszedł do 4 klasy, to chyba ten wiek, że dzieciakom zaczynają buzować hormony i się zamieniają w jakieś potwory. U mojego syna było do tej pory wszystko w porządku, ale teraz zaczyna mówić, że koledzy go nie lubią, że mu dokuczają. Wydaje mi się, że o różnice zainteresowań tu chodzi. My dajemy mu limity na komputer, zachęcamy do czytania książek, chodzimy do zoo, do muzeów, do parków, a nie do galerii handlowych. Więc trochę mu brakuje tematów z tymi kolegami. Albo się uwzięli, bo jest inny.
Mąż mówi, że wychowuję "babę"
Ostatnio się popłakał, powiedział, że się z niego śmieją i że mu dokuczają, bo nie znał jakiejś firmy ciuchów. Coraz częściej wraca ze szkoły taki przygaszony. Porozmawialiśmy o tym w trójkę, mąż powiedział mu, że w takim razie musi się umieć bronić, a jak mu jakiś kolega będzie podskakiwał, ma mu przywalić. Takich słów użył mój mąż. Mnie zatkało, bo jestem przeciwna takiemu rozwiązaniu. Wiadomo, że wtedy to on będzie pokrzywdzony, a tamci powiedzą, że ich jeszcze prowokuje. Narobi sobie tylko problemów.
Rozmawiałam też o tym z mężem na osobności, oczywiście uruchomiły się te jego traumy z dzieciństwa i powiedział mi, że wychowuję babę. Pokłóciliśmy się ostro, ale udało nam się to przegadać, przeprosił, ale zdania nie zmienił. Uważa, że syn musi się bronić, nawet zaczął coś przebąkiwać, że go będzie ze sobą na siłkę zabierał, żeby młody nabrał masy.
Co ja mam zrobić? Umówiłam się już na rozmowę z wychowawczynią, w razie czego pójdę dalej, do dyrekcji, nawet do kuratorium albo do sądu, jak będzie taka potrzeba, nie będzie mi się nikt nad dzieckiem znęcał. Ale jak rozmawiać z mężem? Boję się, że jego metody tylko nam zaszkodzą".