Na forach dla rodziców aż się gotuje, bo zaczęły się rekrutacje do przedszkoli i każdy ma tysiące pytań o zapisanie dziecka. Przeczytałam wypowiedź matki, która zadała w grupie dość osobliwe pytania dotyczące 1,5-rocznego dziecka. Wkurzyłam się, bo przez takie jak ona wziął się stereotyp "madki".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z racji tego, że jestem rodzicem dwóch przedszkolaków, w mediach społecznościowych śledzę wiele grup związanych z tym etapem życia dzieci. Teraz w lutym i marcu w placówkach zaczął się gorący czas rekrutacji do przedszkoli, więc siłą rzeczy na grupach pojawia się wiele postów z różnymi pytaniami dotyczącymi zapisów.
Na jednym z forów przeczytałam anonimowy post dotyczący zapisu dziecka do przedszkola. Pisała go mama 1,5-rocznego dziecka, które do czasu pójścia do przedszkola ma przecież jeszcze sporo czasu. Kobieta w poście zaznaczyła, że do wybranej placówki chodzi jeszcze dwójka starszych dzieci i chciałaby, żeby jej najmłodsze dziecko również do niej poszło, gdy za rok, kiedy w lutym 2025 skończy 2,5 roku.
W całej sytuacji nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że kobieta pytała o to, czy placówka publiczna, która przyjmuje dzieci na nowy rok szkolny, może teraz odmówić jej wzięcia udziału w rekrutacji. Warto wspomnieć, że publiczne przedszkola pracują w takim samym trybie jak szkoły, czyli nowy rok szkolny zaczyna we wrześniu 2024 (a kolejny we wrześniu 2025), więc obecna rekrutacja zakłada przyjmowanie do placówki dzieci, które w tym roku skończą 3 lata (a przynajmniej do września 2024 będą miały 2,5 roku).
"Mnie się należy!"
Wspomniana kobieta pisała, że chciałaby już teraz zapisać dziecko, żeby mogło ono pójść do placówki, jak tylko skończy 2,5 roku. Zasada jest taka, że raczej publiczne przedszkola nie przyjmują dzieci od połowy semestru, bo często nie mają po prostu większej liczby miejsc niż dla tych najmłodszych, którzy zostali przyjęci w wiosennej rekrutacji. Z wiadomości kobiety wybijała pretensja, a ton wypowiedzi był oskarżający.
Między zdaniami dało się wyczytać przekonanie, że jeśli dwójka dzieci już tam chodzi, to trzecie będzie miało dużo punktów rekrutacyjnych (z racji rodzeństwa w placówce, wielodzietności itp.), więc miejsce dla tego trzeciego powinno być z góry zapewnione. Oczywiście, w takiej sytuacji jest większe prawdopodobieństwo dostania się do przedszkola niż w przypadku np. jedynaka, ale nie oznacza to, że miejsce temu dziecko przysługuje w jakimś stopniu bardziej niż innym maluchom.
Najbardziej w tej wypowiedzi jednak zniesmaczył mnie ten ton pełen pretensji i poczucia, że tej kobiecie się należy to miejsce bardziej niż innym rodzicom. Co z tego, że maluch nie spełnia zasad rekrutacyjnych (bo powinien być starszy), co z tego, że wiele maluchów, które spełniają normy, tych miejsc nie otrzyma, bo przedszkola są przeładowane. Według tej kobiety ona ma większe prawa niż reszta rodziców, chociaż jej dziecko ma dopiero 1,5 roku i bardziej nadaje się do żłobka.
Spójrzcie trochę dalej niż na czubek swojego nosa
Wierzę, że ta kobieta zadawała to pytanie teoretycznie, chcąc się zorientować, jak to jest z wymogami, przepisami itp. Ale jak czytam takie wiadomości, to, szczerze mówiąc, załamuję ręce. Jak ma w tym kraju być dobrze? Jak rodzice mają mieć prawa do pomocy społecznej, zapewnione miejsca dla dzieci w placówkach opiekuńczych i edukacyjnych, jeśli w społeczeństwie znajdą się tacy, którzy będą uważali, ze im się należy bardziej niż innym?
Nie jestem jakąś wielką fanatyczką koncepcji, że wszyscy mają być równi, ale uważam, że to dość niesprawiedliwe. Sama również zapisywałam drugie dziecko do przedszkola, do którego chodziło starsze. W życiu jednak nie wpadłabym na to, że mojemu dziecku miejsce w placówce należy się bardziej niż innemu. Oczywiście, obydwoje z mężem pracujemy, nie mamy nikogo, kto mógłby zająć się naszymi dziećmi, gdyby nie chodziły do przedszkola. Nie uważam jednak, że mojemu synowi miejsce przysługuje bardziej niż jakiejś Hani czy Jasiowi.
Naprawdę, w takich chwilach zupełnie nie dziwi mnie społeczny hejt na rodziców, krytykowanie matek, które myślą, że są ponad innymi ludźmi, a jej dzieci są lepsze od innych. Ludzie, otwórzcie oczy, wszyscy inni rodzice w tym kraju mają podobnie do was. Warto czasami spojrzeć szerzej, zobaczyć coś więcej niż czubek własnego nosa.
Może tego miejsca ktoś potrzebuje dużo bardziej niż wasze dziecko (które i tak na razie jest zbyt małe, żeby mogło zostać przedszkolakiem)? Może przez to rodzic będzie musiał wozić dziecko do przedszkola na drugim końcu miasta lub gminy, bo mimo spełnienia wymogów, maluch nie został przyjęty do wybranej placówki? Co mają zrobić rodzice, których dzieci przez takie "madki" w ogóle nie dostaną miejsca w placówce?