"Na waszej stronie trafiłam na list mamy, której synek postanowił w czasie ferii sięgnąć po lekturę: 'Anaruk chłopiec z Grenlandii'. Świetnie to rozumiem, moje dziecko także spędziło ten czas nad książką, na szczęścicie tym razem nad nieco przyjemniejszą. Czyta jeszcze wolno, a ja nie chcę wywoływać presji przez zmuszanie do szybkiego czytania.
Jako dziecko sama kochałam książki i nie wychodziłam z biblioteki, ale czytania na akord lektur nie znosiłam. Pierwsze książki czytałyśmy więc razem z córką, ale w 2 klasie ustaliliśmy, że będzie czytać zupełnie sama. Jednak, gdy zobaczyłam, jaką książkę przyniosła do domu, zdębiałam. To była zaledwie 2 klasa!
Kolejną lekturą, którą miała przeczytać moja córka, była 'Asiunia'. To w miarę nowa publikacja, więc nie miałam pojęcia, o czym ona jest. Mój niepokój wzbudziła okładka: skulona dziewczynka i samolot zrzucający bomby. 'To ma być książka dla ośmiolatków?' – pomyślałam. W opisie doczytałam się, że 'Asiunia' oparta została na prawdziwych wydarzeniach z życia Joanny Papuzińskiej, która przeżyła II Wojnę Światową.
Stwierdziłam, że nie jest to coś, co małe dziecko powinno czytać samo. Nie wiedziałam, co jest w książce, a także nie miałam pojęcia, jak moje dziecko zareaguje na takie treści. I choć opowieść była ładnie napisana, takim dziecięcym językiem, to nadal była przepełniona obrazem wojny. To było ponad rok temu i o tyle było to zadziwiające, że dla dzieci niezwykle świeży obraz wojny w Ukrainie. Nie miałam pojęcia, co zrozumie moja córka i byłam wręcz przekonana, że to zbyt wcześnie na taką książkę.
Zasiadłyśmy razem i każda czytała na głos po fragmencie. Ja kątem patrzyłam, jak na tę opowieść reaguje moje dziecko. Tak poznałyśmy 5-letnią Asiunię, która wraz rodzicami i rodzeństwem mieszkała w Warszawie. Pewnego dnia po mamę Asiuni przyszli niemieccy żołnierze i ją zabrali, a ja zalałam się łzami. Znam historię i świetnie wiedziałam, co to znaczy. Los sprawił, że dziewczynka zaczęła samotną tułaczkę od domu do domu, a ja, choć bardzo się starałam, to nie mogłam przestać płakać.
Moje dziecko nie do końca zdawało sobie sprawę, dlaczego tak bardzo mnie to wzruszyło. Ma jednak 5-letnią siostrę, która uwielbia usypiać z mamą lub tatą i tulić siostrę. Córka mogła więc spokojnie sobie wyobrazić, co czuje taki malec z dala od rodziny, w obcym domu, z ludźmi, których nie zna. Choć na koniec Asiunia szczęśliwie odnajduje babcię i braci (nie jest to powiedziane wprost, ale jednak nie wszystkich). Nawet tata wraca do domu, ale Asiunia nigdy więcej nie zobaczy już swojej mamy. Obydwie z córką się rozpłakałyśmy.
Szczerze? Czytam sporo książek, ale czegoś takiego dawno nie przeżyłam. Wiem, że u mnie zadziałało dodatkowo to, co wiem o wojnie, i dziecięce wspomnienia mojej babci, które wcale nie były takie infantylne. Owszem, 8-latki tej wiedzy nie posiadają, ale nie uważam, żeby to był dobry sposób na oswajanie z historią i wojną. Dzieci mają różną wiedzę i wrażliwość, a to bardzo trudne tematy.
Koniecznie trzeba o nich mówić, przypominać, pamiętać, owszem, ale dzieci nie powinny być z tym zostawione same. Moim zdaniem 8 lat to zbyt wcześnie na taką lekturę. Ja także nie do końca czuję się kompetentna, by o tym spokojnie i rzeczowo rozmawiać, bo jak widać, nawet mną targały silne emocje.
Czy takie rzeczy nie powinny być czytane i od razu omawiane w klasie? Zresztą uważam, że w klasach 1-3 to powinny być lekkie, współczesne książki, które zachęcą dzieci do samodzielnego czytania. Na literaturę tego typu jeszcze przyjdzie czas".
Czytaj także: https://mamadu.pl/180941,opublikowano-liste-100-najpiekniejszych-ksiazek-dla-dzieci-ile-znacie