Nie ma jednego przepisu na bycie rodzicem. Nie ma też doskonałych rodziców ani dzieci. Wszyscy staramy się, jak możemy. Czuwamy nad swoimi dziećmi, dodajemy im otuchy i pozwalamy szukać własnej drogi. Albo stosujemy tzw. zimny chów.
Bliskość nie jest w porządku?
W 2012 r. ukazała się okładka magazynu "Time". Była na niej 26-letnia Jamie Lynn Grumet, drobna blondynka, która karmi piersią prawie 4-letniego syna Arama.
"Czy jesteś wystarczająco dobrą matką?" – głosiło umieszczone obok hasło.
Wiele osób było zachwyconych tym, że kobieta praktykuje "rodzicielstwo bliskości". To podejście, które zakłada, że utrzymanie bliskości emocjonalnej, fizycznej i psychicznej z dzieckiem w pierwszych latach życia ma pozytywny wpływ na jego rozwój.
Zupełnie inne zdanie na ten temat mieli zwolennicy "tygrysiego macierzyństwa". W internecie zawrzało, a ludzie pisali nieprzychylne komentarze na Twitterze. Niektórzy zastanawiali się, jak można karmić piersią dziecko, które spokojnie mogłoby przeżuć steka?
Tygrysi model wychowania
W wielu krajach na świecie rodzice kładą nacisk na rozwój umiejętności społecznych. Dają pociechom swobodę w podejmowaniu decyzji, promują ich samodzielność oraz odpowiedzialność. Nawet jeżeli dziecko ma słabsze oceny w nauce, czy nie radzi sobie z czymś, liczy się przede wszystkim jego szczęście.
Meik Wiking, dyrektor Instytutu Badań nad Szczęściem w Kopenhadze przytoczył pewną historię. Któregoś razu spotkał skrzypaczkę, która dała imponujący pokaz swoich umiejętności. On sam, jak twierdzi, nigdy nie miał muzycznego talentu. Oboje zaczęli rozmawiać o tym, jak różnie byli wychowywali. Słowa skrzypaczki go zszokowały:
– Kiedy byłam dzieckiem, moja mama spytała mnie, kim chcę zostać, gdy dorosnę. Odpowiedziałam, że chcę być szczęśliwa. Tymczasem matka na to: nie bądź głupia. To mało ambitne – powiedziała skrzypaczka, która została wychowana w "tygrysim modelu".
Jak wychowują tygrysice?
"Tygrysie macierzyństwo" to termin, który stał się popularny po publikacji książki Amy Chua pt. "Bojowa pieść tygrysicy". Był to swego rodzaju manifest przeciwko duńskim metodom wychowania dzieci. Autorka dowodzi, że tylko zimny chów jest gwarancją tego, że dzieci odniosą w życiu sukces. Ona sama została zresztą profesorką prawa na Uniwersytecie Yale.
– Żadnych gier komputerowych czy wyjść na imprezy z kolegami, zero narzekania i obowiązkowe godziny ćwiczeń muzycznych – to tworzy osobowość wojownika. Dzieci, które są świetne w jakiejś dziedzinie, np. matematyce, balecie czy grze na pianinie, będą szczęśliwe – tłumaczy Chua.
W kontekście "tygrysiego macierzyństwa" rodzice są przedstawiani jako wymagający i narzucający wysokie oczekiwania wobec dzieci. Tygrysie matki często oczekują od swoich dzieci perfekcji i są surowe. Kładą nacisk na sukcesy i osiągnięcia akademickie, a nauka jest oparta na samodyscyplinie. Oczywiście tu znów opinie się podzielone. Jedni uważają, że surowe podejście może prowadzić do osiągnięcia sukcesu w życiu. Drudzy krytykują ten model wychowania za to, że prowadzi do stresu, niezdrowej rywalizacji i braku równowagi w życiu dziecka.
Co sądzicie o tygrysim macierzyństwie? To coś dla was czy może wręcz przeciwnie?
Źródło: Focus.pl