"Sporo przemieszczam się po mieście i przyzwyczaiłam się do autobusów. Jako mama na wychowawczym mogę sobie pozwolić na wybór dogodnej pory, by bez tłoku dojechać do celu. Podróżując z dzieckiem w wózku, spotkałam się z przeróżnymi zachowaniami pasażerów, ale to, czego doświadczyłam ostatnio, mocno mnie przeraziło.
Już z oddali widziałam, że autobus jest pełen ludzi. Była to jakaś wycieczka, niestety byłam umówiona do lekarza, nie mogłam czekać na kolejny transport. Doproszenie się, by dzieci odeszły od drzwi i zrobiły przejście, graniczyło z cudem. Mimo iż głośno zwracam uwagę, czułam się ignorowana. Gdy już udało mi się bezpiecznie zaparkować, co i rusz któreś z nich wpadło na wózek i na moje dziecko. Mocno poirytowana stawałam się coraz bardziej stanowcza, a mimo to zaledwie 10- czy 11-letnie zupełnie się tym nie przejmowały.
Nie wiem, co gorsze: że w tym wieku nie wiedzą, jak zachować się w komunikacji miejskiej czy to, że absolutnie nikt z opiekunów nie reaguje na zachowanie dzieci? Były również bardzo głośne, słuchały muzyki, śmiały się, ale i krzyczały. Mimo iż widziały, że moje dziecko śpi (ostatecznie je obudziły).
Ja jestem w stanie wiele zrozumieć, ale jeśli dzieci w tym wieku nie wiedzą, jak się zachowywać w komunikacji miejskiej, to kiedy się tego nauczą? Nie chodzi nawet o jakieś szczególne traktowanie rodziców z wózkami (choć byłoby to miłe), ale o zwykłą kulturę i życzliwość. Kto wyrośnie z młodzieży, która nie potrafi reagować empatycznie na grzeczne prośby? Brak słów".