Nie przepadam za zakupami, także i tymi spożywczymi, dlatego staram się je robić możliwie szybko. Tak, by nie spędzać w sklepie zbyt dużo czasu. Jeśli nie muszę, nie zabieram ze sobą dzieci. Może jestem marudna, ale nie przepadam też za oczekiwaniem do kasy. Jednak nie tym razem. Ostatnie zakupy, a dokładniej stanie w kolejce, minęło mi bardzo szybko. Atmosfera nie była jednak zbyt przyjemna.
Warzywa, owoce, nabiał, mięso – chyba o niczym nie zapomniałam. Przynajmniej mam taką nadzieję. Biegnę do kasy, zajmuję kolejkę. Denerwuję się, bo jest wyjątkowo długa. Tak strasznie nie chciało mi się stać, czekać. Czas dłużył mi się nieubłaganie. Przede mną w kolejce stała mama z małą, na moje oko dwuletnią dziewczynką.
Mała (podobnie jak ja) miała wszystkiego dość. Najpierw grzecznie siedziała w sklepowym wózku, potem zaczęła się nudzić, dłubać w nosie i wyjmować to, co w nim znalazła. Dla mnie nie było to nic nadzwyczajnego, bo nieraz zwracam uwagę swoim dzieciom, by tak nie robiły. Dziewczynka dłubała w nosie, a paluszki wycierała raz o kurtkę, raz o mamę, raz o wózek.
Zaczęło się spokojnie, jakieś szepty, rozmowy. Potem do dyskusji zaczęły dołączać kolejne osoby. Pojedynczo, potem grupkami. Jedni się śmiali, drudzy nie kryli oburzenia. Mama uśmiechała się pod nosem, bo wiedziała, że całe to zamieszanie dotyczy jej dziecka.
Zwróciła córce uwagę, jednak ta nie zamierzała jej posłuchać. Zaczęła się coraz bardziej popisywać i coraz intensywniej dłubała w nosie. Zrobił się z tego prawdziwy cyrk. Choć mała nie zachowywała się ani grzecznie, ani kulturalnie, zaczęłam się śmiać sama do siebie. Od razu przypomniały mi się moje maluchy, które niejeden raz wyjmowały "skarby" ze swojego nosa w najmniej oczekiwanym i stosownym momencie.
Nagle usłyszałam starszą kobietę, która z ogromną pretensją, złością i wręcz nienawiścią w głosie powiedziała na cały sklep: "To wstyd. Jak tak można wychować swoje dziecko?". Mama dziewczynki nie należała do tych, które pozwolą sobie w kaszę dmuchać. Od razu zareagowała i stanęła w obronie swojego dziecka: „Pani niby taka święta? Nigdy nie dłubała pani w nosie?”. Babcia coś tam jeszcze mówiła pod nosem, ale zdecydowanie spuściła z tonu.
Przyznaję, okropnie denerwują mnie te nieprzyjemne, złośliwe komentarze starszych babć, czasami i dziadków, którzy zachowują się tak, jak gdyby nigdy nie byli dziećmi. Jak gdyby od razu urodzili się kulturalni, wychowani i nieskazitelni. Te docinki, uwagi. Już niejeden raz ugryzłam się w język, by nie wybuchnąć i nie powiedzieć, co o tym tak naprawdę myślę.
Czasami zastanawiam się, skąd ta złość, gorycz, niechęć? Tak szybko zapominamy, jak sami byliśmy dziećmi? A może to potrzeba wywyższenia się, pokazania, że ja zawsze wiem lepiej?