"Rodzice, zdejmijcie z oczu klapki. Przez was rośnie nam pokolenie zadufanych snobów"
Redakcja MamaDu
12 stycznia 2024, 10:09·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 12 stycznia 2024, 10:09
Chyba nie ma rodzica, dla którego jego dziecko nie byłoby "naj" – najmądrzejsze, najładniejsze, najzdolniejsze – nawet gdy inni nie podzielają tego poglądu. Zdaniem naszej czytelniczki przesadne utwierdzanie dziecka w przekonaniu, że jest lepsze od innych, to wyrządzanie mu ogromnej krzywdy. Co jeśli się okaże – a prawdopodobnie tak będzie – że wcale nie jest tak wybitne?
Reklama.
Reklama.
"Wciąż się we mnie gotuje, jak myślę o tym, co u was przeczytałam. W sumie ten tekst to był tylko taki zapalnik, bo gotowało się we mnie już wcześniej. Możecie anonimowo publikować, proszę bardzo.
Przeczytałam u was tekst o tym, jak to polska szkoła miażdży dzieci, że je krzywdzi, że w publicznych szkołach rosną nam przeciętniaki, a są dzieci, które są zbyt dobre, mądre, inteligentne, wyjątkowe i wspaniałe, żeby je do takich szkół posyłać i marnować im życie.
Przyznam, że zrobiło mi się trochę przykro, bo czy nie jest tak, że każda matka tak myśli o swoim dziecku? Czy każda matka nie uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze, najmądrzejsze, że wszystko robi najlepiej? A wystarczy spojrzeć z boku i okazuje się, że to dziecko to przeciętniak. Nie mówię tego w negatywnym znaczeniu, bo przecież nie ma nic złego w przeciętności.
Widzę to u swoich dzieci w szkole i przedszkolu. Wszędzie są takie matki, które to na każdym kroku podkreślają, jakie wspaniałe nie jest ich dziecko. W grupie mojego 4-latka to normalnie co drugi jest Einsteinem, zresztą u córki, która jest w podstawówce, jest podobnie. Serio wierzycie w to, że na świecie jest aż tylu Einsteinów?
Naprawdę niewiele jest dzieci, które są wybitne, które są geniuszami, które osiągną w życiu wielkie rzeczy i będą podziwiane przez wszystkich. Jak dziecko ma 6 lat, to wiadomo, że podziwiają je tylko rodzice. Dla rodziców to dziecko jest najlepsze, dla całego świata niekoniecznie. Przychodzi moment, że trzeba zderzyć się z rzeczywistością.
Potem czytam sobie słowa, że mama uważa, że jej córka jest tak wspaniała, że nigdy by jej nie posłała do publicznej szkoły, bo ta szkoła by ją zniszczyła. Może ta dziewczynka naprawdę taka jest, nie wiem, nie znam jej. Ale to dla mnie jak cios w policzek. Bo ja myślę, że moje dzieci też są wspaniałe, najlepsze, najmądrzejsze i też chciałabym, żeby miały wszystko, co najlepsze, ale nie mogę im dać wszystkiego.
Jeśli naprawdę okażą się geniuszami, to ta szkoła ich nie skrzywdzi i na pewno znajdą się w niej ludzie, którzy nam, mnie i mojemu mężowi, pomogą. Ale może się też okazać, że moje dzieci są przeciętne. Ja jestem przeciętna, mój mąż jest przeciętny. Jeśli się tak okaże, to ja nie będę za wszelką cenę mówić tym moim dzieciom, że są najlepsze, bo nie chcę z nich zrobić takich zadufanych w sobie d***ów. Proszę wybaczyć ostry język, ale tak właśnie uważam.
Rodzice, jak te paniusie, matki kolegów i koleżanek moich dzieci, twierdzą, że ich dzieci są najlepsze. Ale w pewnym momencie trzeba zdjąć z oczu klapki, zobaczyć, jak jest naprawdę. Bo potem to dziecko wyrasta na takiego egoistę, że głowa mała. Jest pyskatym, wiecznie niezadowolonym nastolatkiem, a potem dorosłym, któremu wydaje się, że cały świat do niego należy. Na innych się wyżywa, wszystko wie lepiej, ale tak jest nauczony, skoro mamusia i tatuś tak mówili.
Dlatego apeluję: pogódźcie się z tym, że wasze dzieci mogą być przeciętne. Serio, nie ma w tym nic takiego strasznego. Zaoszczędzicie tym bólu i swoim dzieciom, i ludziom, których spotkają na swojej drodze".