Rozmawiałam ostatnio z koleżanką o postanowieniach noworocznych. Przyznaję, ja ich już od kilku lat nie robię. Ona z kolei pierwszego stycznia wszystko planuje, wyznacza nowe cele i zapisuje je na kartce. Jedno z tegorocznych postanowień noworocznych jest trochę nietypowe. Rozwód. Jednak jak się okazuje, nie tylko ona wpadła na taki pomysł, nie tylko ona wraz z początkiem nowego roku tak zadecydowała.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zadzwoniła do mnie z życzeniami noworocznymi i tak od słowa do słowa zaczęłyśmy rozmawiać o noworocznych postanowieniach. Bardziej ona mówiła, bo ja takowych już od dłuższego czasu nie mam. Odkąd zostałam mamą, wiem, że życie jest nieprzewidywalne i tak naprawdę niczego nie da się zaplanować. Koniec końców jej najważniejszym postanowieniem noworocznym był rozwód.
Nie jest dobrze
Monika nie pierwszy raz narzekała na swojego męża. Już od dłuższego czasu powtarzała, że przestało się między nimi układać, że coś nie gra, że przestali się dogadywać. To trwa już kilka lat. Jeśli mam być szczera, to przyznaję, myślałam, że Monika trochę przesadza. Myślałam, że się kłócą tak jak każde małżeństwo, ale zaraz dochodzą do porozumienia i wszystko wraca na dobre tory. Skoro jest im źle, nie potrafią znaleźć wspólnego języka, to po co są razem? Tutaj coś nie gra.
Czas na zmiany
Kiedy Monika powiedziała mi, że podjęła ostateczną decyzję i składa papiery rozwodowe, byłam w szoku. Niby wiedziałam, że między nimi nie jest dobrze, że się nie układa, ale myślałam, że jakoś się dogadają. Byli kiedyś takim fajnym małżeństwem. Zapytałam, dlaczego akurat teraz? Co takiego się stało? Przyznała, że dojrzewała do tej decyzji latami. Bała się, biła się z myślami, nie była pewna. Przepłakała niejedną noc, wylała morze łez.
Wstydziła się. Nie chciała, by inni wytykali ją palcami, by rodzina dopytywała, by ktoś namawiał do zmiany decyzji. Jednak to nowy rok i noworoczne postanowienia skłoniły ją do zmian. Dały jej takiego kopa, siłę do działania. Poczuła, że już się nie boi, że da radę. Mimo wszystko.
Siedziała i zapisywała na kartce rzeczy, które chce w tym roku zrealizować. Nauczyć się nowego języka, zacząć ćwiczyć na siłowni i właśnie wtedy pomyślała o swoim małżeństwie. O sobie, o tym, że wreszcie chce być szczęśliwa. Chce wrócić do domu i po prostu odpocząć, zrelaksować się. Te sprzeczki, kłótnie, nieustanne docinki już dawno się jej znudziły. Rozumiałam ją, wspierałam. Absolutnie nie zamierzałam nakłaniać do zmiany decyzji. Skoro tego potrzebuje, czuje, że tak będzie lepiej, niech idzie tą drogą.
Nie tylko ona
Kiedy wiozłam dziś syna do przedszkola, usłyszałam w radiu o nowej tradycji, a mianowicie o noworocznych rozwodach. Podobno, w styczniu zainteresowanie rozwodami wzrasta aż o 30 proc. Przyznam, że nigdy wcześniej o tym nie myślałam, nie analizowałam, bo mnie to nie dotyczy i mam nadzieję, że tak zostanie.
Jednak to prawda, nowy rok skłania do zmian na lepsze. Motywuje i dodaje siły. Zachęca do zawalczenia o siebie, swoje szczęście, o lepsze jutro. Ale skoro nam źle, skoro się dusimy i brakuje nam powietrza, dlaczego nie podejmiemy takiej decyzji od razu? Dlaczego tyle osób się boi, nie ma odwagi i dopiero znajduje ją w nowym roku?