Sezon na bycie świętym mikołajem uważam już dawno za otwarty. Najpierw drobne upominki do mikołajowej skarpety, teraz większe podarunki pod choinkę. I jak zwykle pojawia się pytanie, co sprawi dziecku przyjemność. O czym skrycie marzy przed snem? Podpytuję koleżanki, szukam pomysłów w internecie. Jednak zamiast listy najlepszych prezentów dla chłopców (bo takowa mnie interesuje) znalazłam coś, co uratuje nasze święta.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dzieci mają szalone pomysły, niektóre z nich są w ogóle niezrozumiałe. Niekiedy nie potrafię pojąć, jak można było na coś takiego wpaść, a moje dzieci nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Moi chłopcy to wulkany energii. Oczywiście nie śpiące, a czynne – przejawiają aktywność wulkaniczną poprzez erupcję. Na szczęście (póki co, pukam w niemalowane, żeby nie zapeszyć) jeszcze nigdy nie wylądowaliśmy w szpitalu. Moja znajoma nie miała tyle szczęścia, bo jej syn przeszedł samego siebie.
Nauczę się latać
Bodajże dwa lata temu, 3-letni syn mojej znajomej z osiedla, postanowił, że nauczy się latać. Przyznajcie mi rację, zaczyna się ciekawie. Ola (bo tak jej na imię) była czymś zajęta, a Filip (jej syn) wpadł na szalony pomysł, o którym przed chwilą wspomniałam. Sama nie wiem, jak można rozpocząć naukę latania, ale on nie miał z tym problemu.
Wszedł na najwyższą półkę takiego drewnianego regału na zabawki (półki tworzą schodki, dlatego nie miał z tym problemu) i zaczął skakać, jednocześnie próbując latać. Nikt nie wie, ile takich prób podjął, ale jedna z nich zakończyła się złamaniem ręki. Upadł tak niefortunnie, że złamał kość, i to z przemieszczeniem. Szpital, operacja, gips,
rehabilitacja. Nic przyjemnego. Współczułam i matce, i dziecku.
Ciarki mnie przeszły na samą myśl, że moi chłopcy mogliby wpaść na podobny pomysł. Od razu przeprowadziłam z nimi nie jedną, a chyba z dziesięć różnych rozmów. Czego nie wolno, na co uważać i jak to wszystko może się skończyć. Póki co nie latają.
Lista prezentów
Być może zastanawiacie się, po co opisałam historię mojej znajomej i jej synka. Już spieszę wytłumaczyć. Szukając listy prezentów dla moich chłopców, trafiłam na TikToku na profil pediatry Meghan Martin, która dzieli się z rodzicami cenną wiedzą. Tym razem opowiedziała o tym, co zrobić, by w święta nie wylądować z dziećmi w szpitalu (od razu przypomniał mi się syn mojej znajomej. To nie były święta, ale szpital się zgadza).
Nie porusza tematów dotyczących bólu brzucha, wymiotów czy częstych wizyt w toalecie. Nie wspomina o zatruciach czy innych świątecznych dolegliwościach, a koncentruje się wyłącznie na świątecznych prezentach. Na prezentach, których nie powinniśmy kupować dzieciom.
Magiczna piątka
Jest ich pięć, pięć kategorii prezentów, które przybliżają nas do świątecznej wizyty w szpitalu.
Na piątym miejscu, czyli w tym przypadku ostatnim, znalazły się wszystkie przedmioty mające małą baterię podobną do guzika. Znajdziemy ją w wielu samochodzikach, zapewne i lalkach (choć z nimi nie mam doświadczenia) i innych grających, świecących czy jeżdżących zabawkach. Dzieci uwielbiają wszelkiego rodzaju śrubki, odkręcanie, zakręcanie i czasami nawet nie wiadomo kiedy, odkręcą coś po cichutku i siedzą uśmiechnięte z baterią w ręku.
A od tego momentu o nieszczęście nietrudno. Ryzyko zadławienia czy wsadzenia do ucha
czy dziurki w nosie jest naprawdę duże. Połknięcie baterii może doprowadzić do tragedii. W miarę upływu czasu bateria coraz silniej reaguje na wilgotne środowisko, zachodzi coraz więcej reakcji chemicznych, które mogą doprowadzić do rozległej martwicy. Tak więc takich prezentów unikamy!
Miejsce czwarte zajmują sprzedawane jako zabawki sensoryczne różnego rodzaju koraliki, które dziecko może układać, nawlekać czy gdzieś tam dopasowywać. Koraliki są naprawdę małe, łatwo je połknąć i doprowadzić do niedrożności jelit.
Na podium, na miejscu trzecim, znajduje się hulajnoga elektryczna,
na której zdaniem Martin dzieci mogą jechać zdecydowanie za szybko. Wystarczy trafić
na nierówność, by się wywrócić, połamać czy uderzyć głową o ziemię (jeśli twoje dziecko ma hulajnogę, powinno też mieć kask).
Miejsce drugie zajmują deskorolki. – Tuż po Bożym Narodzeniu zwiększa się liczba kontuzji na deskorolce. Dzieci łamią ręce – mówi Martin.
Ciekawi jesteście, co zwyciężyło? Jaka zabawka zajęła pierwsze miejsce? Trzy, dwa, jeden, trampolina. – Nienawidzę trampolin – mówi pediatra. Wspomina, że to one zapewniają oddziałowi ortopedycznemu pracę.
I choć wciąż biję się z myślami, co kupić pod choinkę dzieciakom, to przynajmniej wiem jedno – wiem, czego na pewno nie wybiorę.