Święta Bożego Narodzenia wypadają w dobrym czasie. Przełamują tę przygnębiającą zimową szarzyznę i brak słońca swoimi zapachami i światełkami. Święta Bożego Narodzenia wypadają w złym czasie. Bo szkoła.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
A w niej końcówka pierwszego semestru. Gorączkowe poprawianie ocen, wystawianie zagrożeń, ostatnie sprawdziany, by liczby w dzienniku się zgadzały. I kiedy ma się to odbyć? Od razu po świętach oczywiście.
Wesołego uczenia się!
Młodsi uczniowie dostają jeszcze odroczenie. Na razie mogą skupić się na oczekiwaniu na mikołaja, zabawie prezentami, świątecznym dolce far niente. Ale wraz z siódmą klasą święta z czasów dzieciństwa kończą się bezpowrotnie. Zakuwanie, czytanie lektur, uczenie się do testów w rytm Jingle Bells w radio.
Oczywiście można się zbuntować. Powiedzieć sobie: "Hej, przecież przerwa trwa do pierwszych dni stycznia, zacznę uczyć się za kilka dni. Teraz odpoczywam, świętuję!". Oczywiście, że można.
Czy próbowali Państwo odpoczywać, mając perspektywę ważnego zadania do wykonania i bezlitośnie zbliżający się deadline? Ja próbowałam. Nie raz. I wiem jedno: nie da się. Ani nie wypoczywam, ani nie wykonuję zadania tak dobrze, jakbym mogła. I tak, pewnie jeszcze niejeden raz tak zrobię. Gdybym nadal była uczennicą, byłabym wśród tych zbuntowanych (czyt. zestresowanych).
Święta nastolatków
Syn, 8 klasa. W Librusie na razie wygląda to jeszcze nieźle. Ot, jeden duży sprawdzian 3 stycznia. Próbny egzamin ósmoklasisty w styczniu. Lektura do przeczytania. Dwie prezentacje. Oceny do poprawy z dwóch przedmiotów.
Córka, 2 klasa liceum. Tu lepiej, nauczyciele mają litość. Gorzej, że ma zaległości. Jakieś zagrożenia do poprawy. Czyli jednak nie, wcale nie lepiej. Wszystko w dwóch pierwszych tygodniach nowego roku, bo Warszawa, więc zaraz ferie zimowe. Mogło być gorzej, może nawet jakiś film świąteczny uda im się obejrzeć z rodziną.
Córka znajomej. 3 klasa liceum. Właśnie wpadły dwa zagrożenia. Trzy sprawdziany z każdego przedmiotu do poprawy. Dlaczego tyle zwlekała? Ach, to proste. Nauczycielki poprawiły testy hurtowo, od razu po trzy. Zdążyła zapomnieć, że niektóre z nich pisała. Co więcej, była pewna, że poszło jej dobrze. No ale chodzi do jednego z tych liceów, w których nauczyciel chce "motywować" do wysiłku. Znacie Państwo zapewne te historie: "U mnie 3 to jak 6!".
Olaboga, koniec semestru!
To hurtowe wystawianie zaległych ocen to zresztą prawdziwa plaga polskich szkół. Przez cały semestr dziennik elektroniczny przy niektórych przedmiotach świeci pustkami, aż nagle – bach! – od razu wpadają po trzy/cztery stopnie. I to w takim momencie, że uczeń nie ma już pola manewru i nie zdąży niczego poprawić.
Ja to się nawet jakoś szczególnie temu nie dziwię. Miałam epizod pracy nauczycielskiej i mało czego tak nie lubiłam, jak poprawiania prac uczniów. Między innymi dlatego ta praca pozostała tylko epizodem.
Pewnie, nauczyciele też ludzie, też chcą mieć czas wolny. Tylko dlaczego odmawiają go swoim uczniom? Ach. Bo szkoła.