Połóg – wciąż zbyt mało o nim wiemy. Temat jest zawstydzający, tworzymy wokół niego zasłony tabu. Twórczyni filmu dokumentalnego pt. "Nikt mi nie powiedział, że…” Weronika Serafin mówi w rozmowie ze mną – Słyszymy komunikat: Najważniejsze się wydarzyło, dziecko się urodziło – a tak naprawdę to dopiero początek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Magdalena Woźniak: Za tobą trzykrotne doświadczenie połogu.
Weronika Serafin*: Tak i za każdym razem było inne, trochę łatwiejsze. Wiedza może dwojako: pomóc i utrudnić. Z jednej strony wiesz, czego się spodziewać, z drugiej: trochę przeraża. Pierwszy połóg był dla mnie niezwykle trudny. Pomyślałam: coś jest nie tak, to nie powinno tak wyglądać. Miałam takie poczucie, że gdzieś mi zniknęła radość z narodzin dziecka, przez fizyczny ból i dyskomfort. Połóg był dla mnie trudnym czasem zmierzenia się z własną niesprawnością. Najprostsze czynności, jak siedzenie, były problemem.
Kobiety w dokumencie często mówiły o pierwszym prysznicu. Ja też szczególnie go zapamiętałam. To było poczucie, że z moim ciałem stało się coś niedobrego, jakbym została potrącona i odniosła milion obrażeń. Ból był obecny, silny i był wszędzie. Pamiętam, jak bałam się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, na swoje ciało. Uruchomił się jakiś nieznany dotąd lęk przed własnym ciałem.
Kolejne dwa połogi były łatwiejsze. Dlaczego? Przygotowałaś się do nich?
Wielką rolę w tym spełniła moja mama. Podczas doświadczenia pierwszego połogu po raz pierwszy właściwie poczułam bardzo silne pragnienie tego, żeby ona była blisko mnie. Trochę jak dziecko, które choruje i wyciąga dłoń w stronę matki. Do niej dzwoniłam, ona mnie uziemiała. Miałam takie silne poczucie zrównania się z nią, zmiany układu: już nie matka – dziecko, ale matka – matka. To przyniosło pokłady zrozumienia, empatii dla jej doświadczeń.
Ze strony fizycznego zaopiekowania: moja mama była tą osobą, która przywiozła mi dwutygodniowy zapas jedzenia. Okazało się, że to była moja wielka niezaspokojona potrzeba, to mnie w jakimś sensie uratowało.
Gdzie w tym pierwszym doświadczeniu był twój partner?
Był przy mnie. To jednak był dla nas obojga trudny moment i ciężko było pewne rzeczy pogodzić, na przykład pracę. Jednak po tym pierwszym połogu wiedziałam już, że i to będzie musiało ulec zmianie, że on jest mi bardzo potrzebny, chociaż w tych pierwszych tygodniach, choćby po to, żeby na chwilę wziąć dziecko. Żebym mogła zająć się przez moment sobą. Dopiero przy trzecim połogu w pełni zdałam sobie sprawę, że połóg dotyczy nas wszystkich: mnie, dzieci i mojego męża. Każdy z nas musi się przygotować do tego szczególnego czasu.
Jak zajmowałaś się sobą w połogu? Ja potrzebowałam snu, on działał jak najlepszy opatrunek.
Tak. Więcej leżałam przy kolejnych połogach, dawałam sobie więcej czasu na odpoczynek. Nie czułam przytłoczenia kolejnym dzieckiem, potrafiłam się nim cieszyć. Dawałam sobie przestrzeń na tę radość. W moim przypadku stan fizyczny nie rzutował na relację z dzieckiem, choć wiem, że to się zdarza. Dziecko staje się mimowolnie punktem zaogniającym, a ono nie jest niczemu winne.
Przy kolejnych dzieciach nauczyłam się przede wszystkim prosić o pomoc. Nie umiałam tego wcześniej. Prosiłam nie tylko rodzinę, ale również znajomych. To trudne, ale możliwe. I nagle okazuje się, że ci ludzie są tam dla ciebie, mówią: ok, nie ma problemu. Więc wiem, jak ważne to jest: nauczyć się prosić o pomoc, bez kozery.
Druga rzecz, której nauczyło mnie doświadczenie porodów i połogów: odpuszczanie. Przy pierwszym dziecku nie umiałam tego, fiksowałam się na tym, co powinnam, tak bardzo, że swoje zdrowie traktowałam jako mniej ważne. Nieumiejętność rezygnacji z tego wrzuciła mnie w ten jeszcze większy wir problemów, poczucia, że coś się dzieje nie tak, że coś ze mną jest nie tak i w ogóle świat już nie działa tak samo.
Rozmawiając z kobietami podczas tworzenia dokumentu, silnie odczułam, że każda kobieta to inna historia. Nie ma takich samych doświadczeń, każda wskazywała na coś istotnego. Okazywało się jednak, że potrafiłam odnaleźć w ich doświadczeniach wspólne wzory. Więc w jakimś miejscu ta lista potrzeb kobiet w połogu jest zbieżna.
Jakie to były doświadczenia? Wspólne dla większości kobiet?
Między innymi narzucanie na siebie presji. Czy to w kontekście karmienia piersią, czy pielęgnacji, czy takich szczegółów jak użycie smoczka. Wiele z nas porusza się w jakichś bańkach, na przykład wybrzmiał problem grup, które bardzo mocno naciskają na naturalność w macierzyństwie. Na naturalne karmienie, na bliskość, na obecność. To jest dobre, ale stwarza też coraz większą presję. I nagle matka, która się w tym modelu nie odnajduje, czuje wstyd, niedopasowanie.
Kiedy powiedziałaś: narzucanie sobie presji – w mojej głowie od razu pojawiła się myśl, o źródle tej presji. Ona rodzi się w naszych głowach, czy jednak bierze się zewnątrz?
Wyobraź sobie, że nie bylibyśmy w żadnym środowisku, nie pytalibyśmy nikogo o nic, nie czerpalibyśmy wiedzy z doświadczeń innych ludzi. Z jednej strony brak wiedzy byłby dla nas przytłaczający, musielibyśmy polegać tylko na swojej intuicji, co mogłoby być niezwykle. Zatracamy obecnie tę umiejętność, wciąż się czemuś przyglądamy, porównujemy.
Pamiętam takie przytłaczające poczucie, że to się nigdy nie skończy, porównywanie się do innych matek, które nie miały tak trudnych momentów. I nie pomaga porównywanie siebie do innych matek, rodzin, dzieci. Gdyby rzeczywiście się od tego odciąć, nie próbować przełożyć doświadczeń innych osób na swoją sytuację, byłoby o niebo lepiej.
Dopiero za drugim, trzecim razem wiedziałam, że te rzeczy szybko się kończą, przemijają. Obserwowałam innych, ale nie porównywałam się tak bardzo.
Nie jesteśmy w stanie odciąć się od wszystkich. Szczególnie w nowym doświadczeniu próbujemy znaleźć jakieś ramy, w których poczujemy się bezpieczniejsi, osadzeni.
Tak. Dlatego najlepiej byłoby mieć taką pramatkę, którą możesz o wszystko zapytać, a ona ci odpowie. Dla mnie symbolem pramatki była w tym czasie moja mama. Mama i babcia, dopóki jeszcze żyła. Te moje kobiety z rodu empatyzowały ze mną, rozumiały moje położenie.
Chcę, żeby ten dokument był takim wsparciem, chcę zdokumentować, czym jest połóg i zebrać te historie, pokazać wspólną linię narracyjną. Chciałabym stworzyć obraz jednej, wielkiej kobiety w połogu, stworzyć opowieść.
Poczucie kolektywnego doświadczenia podczas oglądania doświadczeń innych kobiet, które przeżyły to samo, ma działanie terapeutyczne. Chciałabym, żeby ten temat wybrzmiał, żeby można było do niego zajrzeć, przejrzeć się w nim, popłakać, pośmiać się, poczuć go.
Wciąż jestem w procesie tworzenia tej opowieści.
Na jakim etapie tego procesu? Kiedy spodziewasz się zakończenia, dopełnienia całości?
Wciąż zgłaszają się do mnie kolejne kobiety ze swoimi historiami. Dałam sobie teraz czas na to, żeby trochę osiąść, ochłonąć, pozbierać te wszystkie historie. Popracować nad warstwą wizualną. Jestem teraz w takim momencie konceptualizacji, jak stworzyć ten piękny film. Nie mogę mówić o dacie premiery, ale temat jest duży i ważny, nie mogę go porzucić w żadnym tego słowa znaczeniu.
Poczułam, że jestem w pewnym sensie akuszerką tego tematu. On przyszedł do mnie, w końcu nabyłam odwagi, żeby wyjść z tym, żeby ten projekt ujrzał światło dzienne. Temat połogu jest zawstydzający, odsłaniający nas, boimy się tej prawdy, nie mówimy o połogu.
Słyszymy komunikat: Najważniejsze się wydarzyło, dziecko się urodziło – a tak naprawdę to dopiero początek.
Dziękuję za rozmowę i twój czas.
Dziękuję!
*Weronika Serafin: Jestem mamą Orfeusza (6 l.), Sawy (2 l.) i Leili (6 m.), mieszkamy z mężem Andrzejem w Krakowie. Zapisałam się na studia Literacko-Artystyczne na UJ, zaczęłam pracę nad dokumentem, co oznacza, że otwieram się na nowe. Uwielbiam obserwować, dyskutować i wnioskować, co praktykuję podczas podróży po świecie.