Agnieszka jest zmartwiona, bo dzieci poszły do szkoły średniej i mniej potrzebują jej obecności. Właściwie wygląda to tak, jakby wcale jej nie potrzebowały. Po szkole jedzą na mieście ze znajomymi, uczą się u przyjaciół, wiecznie gdzieś je nosi, a dom traktują jak hotel. Ten dom, w stworzenie którego ona włożyła tyle serca. Dla którego wszystko poświęciła.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ania codziennie budzi się z niedowierzaniem w pustej małżeńskiej sypialni. Rafał, jej mąż od dwudziestu lat, wyprowadził się do kochanki. Tej koleżanki z pracy, którą tak wychwalał, że jest wybitną specjalistką w swojej dziedzinie. Ania też jest ekspertką w swojej działce: w byciu wspierającą żoną, przykładną synową i oddaną matką trojga dzieci.
Nie jest głupia, co to, to nie. Miała nawet akademickie sukcesy! Kiedyś skończyła studia (prawo!), ale nigdy nie pracowała, bo zaraz po studiach zaszła w ciążę. Rafał miał szansę robić karierę i dużo zarabiać, uzgodnili, że ona zajmie się rodziną. To był ich wspólny wybór, decyzję podjęli razem. Swoją misję wypełniła, on poszedł dalej. Co ona ma robić teraz, zastanawia się przez większość dnia. Daje na msze, może Rafał się opamięta?
A od czego jest mama?
Agnieszka skończyła studium hotelarskie, nic już nie pamięta, zresztą kto by ją teraz przyjął do pracy po tylu latach przerwy w CV? Aplikuje w różne miejsca, bo coś musi robić z nowo odzyskanym czasem, ale nikt nie zaprasza jej na rozmowy o pracę. Zastanawia się, czy mogła pokierować inaczej swoim życiem, ale wciąż nie widzi alternatywy dla decyzji, którą podjęła kilkanaście lat temu: przecież dzieci musiały wracać ze szkoły do domu, w którym ktoś jest. Musiały dostawać ciepły domowy obiad. Ktoś musiał o nie dbać. A kto zrobi to lepiej od mamy?
Takich kobiet jak Ania i Agnieszka jest więcej. Żon, partnerek i matek, które nagle stają wobec życiowej pustki: rozwodów, dzieci wyprowadzających się z domu, braku własnych pieniędzy. Wystarczy posłuchać opowieści znajomych, poczytać wpisy w mediach społecznościowych, żeby zauważyć, że chociaż czasy się zmieniają, kolejne pokolenia kobiet nadal zaskakująco często nie dbają o zabezpieczenie własnej przyszłości. Idea romantycznej miłości po grobową deskę i archetyp Matki Polki wciąż mają się świetnie.
Co ze mnie za matka?
Wychowałam się na Śląsku. Większość matek dzieci z mojej klasy w szkole podstawowej nie pracowała, ojcowie byli najczęściej górnikami. Mój nie, ale mama też nie pracowała. Nigdy tego nie kwestionowałam, kiedy byłam dzieckiem. Wydawało mi się to naturalne, że wracam do domu, a w nim jest mama. Często też babcia. Zawsze jest obiad. Zawsze jest czysto. Pranie wyprasowane i ułożone na półkach w szafie. To naturalny porządek świata przecież.
A jednak, z jakiegoś powodu, zawsze wiedziałam, że ja pracować będę. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym inaczej, po prostu wiedziałam, że chcę pracować. Kiedy moje dzieci poszły do przedszkola, a później do szkoły, musiałam – pomimo takiego nastawienia oraz dzięki takiemu modelowi wyniesionemu z własnego dzieciństwa – długo walczyć z poczuciem winy, że zostają w świetlicy do 17:00. I że jedzą obiady na stołówkach.
Czułam, że gdzieś tu nawalam, bo dobra mama odebrałaby to dziecko o 15:00. Albo wcześniej. I codziennie miała dla niego nową zupę i drugie danie na stole. Oraz świeże domowe ciasto. Na pewien czas przeszłam nawet na 3/4 etatu, żeby jednak odbierać potomstwo wcześniej, bo nie radziłam sobie z wyrzutami sumienia.
Niepokoję się o niepracujące matki
Nie dziwię się, że niektóre kobiety podejmują takie wybory. Decydują się w 100 proc. poświęcić dzieciom, mężowi, domowi. Nie mnie to oceniać, głęboko wierzę w to, że każdy powinien podejmować decyzje, które są najlepsze dla niego, dla jego rodziny. I każdy może to rozumieć inaczej. A jednak słysząc historie takie jak ta Agnieszki czy Ani, nie mogę przestać myśleć, że takie decyzje są mało bezpieczne.
Czym innym są 2-3 lata w domu z małym dzieckiem, czym innym rezygnacja z pracy zawodowej na kilkanaście lat. Rynek pracy nie poczeka z otwartymi ramionami, aż będziesz gotowa.
Martwię się, kiedy w grupach na Facebooku czytam kolejny post młodej kobiety, która nie ma żadnego zabezpieczenia finansowego ani nawet własnego domu, bo do teraz była w związku i nie myślała, że to ważne. Bo przecież on kocha i zawsze będzie, prawda? Bo są pieniądze i dlaczego miałyby się skończyć?
Życie pisze różne scenariusze, nie da się przewidzieć, co będzie za 10 czy 20 lat. I dobrze by było, żebyś wtedy w razie potrzeby miała możliwość się rozwijać/pracować/rozwieść/zamieszkać samej* (*niepotrzebne skreślić). Jesteś dorosła, nie uzależniaj się od innego dorosłego. Zrób to dla własnego bezpieczeństwa.