Albo pytanie. Lub kombinacja obu. "Przepraszam, ale nie zrozumiałem. Czy mogłaby pani to jeszcze raz wytłumaczyć?". Dlaczego dzieci nie proszą nauczycieli o pomoc w zrozumieniu materiału? Odpowiedź jest prosta... i bardzo smutna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W idealnym świecie uczniowie zawsze mogą poprosić nauczyciela o wytłumaczenie zagadnienia, którego nie zrozumieli i wiedzą, że jeśli się do niego zwrócą, otrzymają odpowiednie wsparcie. Brzmi logicznie i słusznie, prawda?
A jednak rzeczywistość polskiej sali lekcyjnej wygląda tak, że siedzi jeden uczeń z drugim w ławce, tępo gapią się na tablicę i nie ogarniają. Prędzej piekło by zamarzło, niż któryś z nich podniósłby rękę, by powiedzieć nauczycielowi, że czegoś nie zrozumiał.
Tak maleją szanse na lepsze życie
Szkoda, że tak jest, bo przekłada się to nie tylko na oceny z późniejszych sprawdzianów czy egzaminów, ale też poczucie własnej wartości, pewność siebie, a być może nawet wybory życiowe. Zaległości rosną, czasem pomoże kolega, częściej rodzic zapłaci za korki, jeszcze częściej nie wydarzy się nic, po prostu uczeń pójdzie w świat z przekonaniem, że fizyka jest trudna, francuski nienauczalny, a matematyka tylko dla chłopców.
Dlaczego uczeń nie prosi nauczyciela o wytłumaczenie?
Powody mogą być różne, ale głównym, w mojej ocenie, jest strach. Przed nauczycielem, który może ośmieszyć ucznia przed kolegami z klasy ("No Jasiu, jakbyś uważał, zamiast myśleć o niebieskich migdałach, tobyś rozumiał") albo okazać niezadowolenie ("Ja nie mam czasu każdemu z was tłumaczyć wszystkiego z osobna, trzeba było uważać"). Przed oceną rówieśników, którzy mogą uznać "Jasia" za głupiego (<side-eye> "Jaki cringe, for real, Jasiu znów ma odklejkę, kys bruh").
Do tego dochodzi wyniesione z domu i ugruntowane kulturowo przekonanie, że o pomoc proszą słabi i trzeba sobie radzić samemu. Gdybyśmy więcej uwagi poświęcali nauczeniu dzieci, że proszenie o pomoc jest oznaką dojrzałości i siły, a nie słabości, świat naszych synów i córek byłby lepszy. Ich dorosłe życie także. Ale do tego my także musielibyśmy nauczyć się mówić, że z czymś sobie nie radzimy, że potrzebujemy pomocy. A to już ciężka praca u podstaw.
Czy można to zmienić?
Myślę, że tutaj jest duża rola nauczyciela. Dobry pedagog na początku swojej przygody z daną klasą powinien powiedzieć uczniom, że jeśli czegoś nie rozumieją, powinni to zgłaszać. Nie zaszkodzi co jakiś czas o tym przypominać. To rolą nauczyciela jest NAUCZYĆ swojego tematu. Nie kolegi z ławki, nie youtubera, nie rodzica, nie korepetytora.
Żeby dziecko mogło poprosić nauczyciela o pomoc w zrozumieniu jakiegoś zagadnienia, musi czuć się bezpiecznie w klasie oraz w obecności swoich rówieśników i pedagoga. Nie może bać się wyśmiania. Ale tu też duża rola nauczyciela, jeśli prowadzi swoje lekcje w sposób, który sprzyja zadawaniu pytań, drążeniu tematu, zaspokajaniu ciekawości, to uczeń nie będzie bał się przyznać, że czegoś nie wie.
Szkoła pozorów
Co gorsza, nie tylko podniesienie ręki w czasie lekcji i poproszenie o pomoc paraliżuje uczniów. To samo dotyczy poproszenia o powtórzenie czegoś. Nawet takiej błahostki jak to, co jest zadane do domu. Uczeń woli nie wiedzieć, jakie jest zadanie domowe, niż przyznać się, że nie dosłyszał. Najwyżej dopyta kolegów, ale też niekoniecznie.
Niedawne badania naukowców z uniwersytetów w Stanfordzie i Chicago wykazały, że już siedmioletnie dzieci utożsamiają proszenie o pomoc z przyznaniem się przed innymi, że brakuje im wiedzy, że nie są dość mądrzy. Wolą udawać, że wszystko rozumieją, niż powiedzieć głośno, że z czymś sobie nie radzą. I znowu wracamy do lęku przed oceną, ośmieszeniem oraz do zachowywania pozorów.
Zawsze powtarzam swoim dzieciom, że jeśli czegoś nie rozumieją na lekcji, mają prosić o ponowne wytłumaczenie. A czy to robią? To już inna historia. Przecież to obciach przyznać się do niewiedzy, a koledzy z klady jakoś zawsze wszystko wiedzą, bo nigdy nie pytają, prawda?