Nauczyciele nie chcą pracować w szkołach. Dyrektorzy zatrudniają więc studentów i emerytów. Pomysł ten nie zachwyca rodziców, którzy obawiają się, jakie będą tego skutki. "Za nieudolne próby łatania błędów systemu nasze dzieci zapłacą najwyższą cenę" – ocenia Weronika.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Syn obecnie jest uczniem 3 klasy liceum. Do tej pory miał już 2 nauczycieli języka angielskiego. W tym roku we wrześniu czekała go podwójna niespodzianka: nie tylko nowy nauczyciel, ale okazało się, że będzie ich uczył student. Próbowałam dać temu pomysłowi szansę, ale już widzę, że to porażka.
Lepszy niż żaden?
Mam świadomość, że w szkołach brakuje prawie 8,5 tysiąca nauczycieli, więc dyrektorzy próbują sobie radzić, jak mogą. Jakoś zniosłam przywracanie emerytów na stanowiska. Często czuć, że im się już nie chce, w końcu swoje przepracowali i powinni teraz odpocząć, ale to jednak doświadczona kadra. Za to zatrudnianie studentów uważam za ogromną pomyłkę. To się po prostu nie sprawdza.
Młody pan, niewiele starszy od mojego syna, może i posiada olbrzymią wiedzę w zakresie języka angielskiego, nie będę tego negować i oceniać, jednak absolutnie nie jest gotowy do pracy z młodzieżą.
Nastolatki szybko wyłapały, że on nie czuje się pewnie i stroją sobie z niego żarty, nie traktują go poważnie. Prawdopodobnie ze stresu bardzo się poci, co także nie pomaga. Nie jest dla nich ani autorytetem, ani kumplem (choć wyglądem przypomina). Z opowieści syna wynika, że lekcje wyglądają jak jakaś kpina. Pan mówi do tablicy, nie zaważając na zachowanie młodzieży. Ponieważ nie panuje nad zachowaniem dzieciaków, nawet jeśli ktoś chce, to nie może skorzystać z lekcji. Jest zbyt pobłażliwy i bym powiedziała, że nawet zlękniony. W kontakcie z rodzicami także nie czuje się pewnie.
Matura za pasem, ale czy ktoś potem będzie brał pod uwagę, jak wyglądały lekcje? Oczywiście, że nie! Dziecko ma znać materiał i zdać egzamin, tyle że jeszcze ktoś musi go przekazać.
Brakuje dobrego wyjścia
Zatrudnianie studentów to podobno powszechna praktyka i naprawdę staram się zrozumieć dyrektorów. Nauczyciele masowo odchodzą, bo jest to praca trudna, czasem niewdzięczna, ale przede wszystkim kiepsko opłacana. Ale nie może być tak, że łatanie braków kadrowych odbywa się kosztem jakości edukacji. Studenci to osoby, które jeszcze nie mają kwalifikacji do pracy z dziećmi i młodzieżą, przecież po coś te studia pedagogiczne są i nie można do tego podchodzić z taką ignorancją.
Szkoła to nie poligon doświadczalny, ten eksperyment zemści się na naszych dzieciach! Najgorsze, że na ten moment po prostu brakuje dobrego wyjścia".