Rodzice, którzy zostawiają w przedszkolu dziecko, wymagają, by było traktowane indywidualnie. Dlatego zdarza się, że proszą o zmienianie pieluchy i zapieranie ubranek dziecka, np. po wypadku w toalecie. Na takie prośby odpowiedziała nauczycielka wychowania przedszkolnego – przeczytajcie jej słowa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem nauczycielką wychowania przedszkolnego, która ma prawie 20 lat stażu w zawodzie. W tym czasie pracowałam w kilku placówkach, ale od prawie 15 lat jestem w jednym miejscu: w publicznym przedszkolu, gdzie prowadzę grupy od 3- do 6-latków" –rozpoczyna swój list nauczycielka pracująca z dziećmi w przedszkolu.
"Zwykle jest tak, że biorę wychowawstwo grupy najmłodszej, która zaczyna przedszkole i razem z drugą nauczycielką zajmujemy się tymi dziećmi aż do momentu ich odejścia do szkoły podstawowej. Mamy więc szansę na zaciśnięcie więzi z dziećmi, ale też dzięki temu tylko co 5 lat mamy do czynienia z maluszkami, które przechodzą na początku adaptację. Uznaję to jako plus, bo te pierwsze miesiące 3-latków w placówce bywają naprawdę trudne i chyba żaden pedagog nie dałby rady psychicznie i emocjonalnie znosić tego każdego roku".
Jeden nauczyciel na całą grupę dzieci
Nauczycielka opowiada, jak wyglądają pierwsze miesiące z maluchami w grupie: "Dzieci na początku wymagają ogromnej uwagi, przytulania, poświęcenia im czasu, kiedy tęsknią za rodzicami i nie umieją odnaleźć się w nowym otoczeniu. Ten pierwszy rok jest wymagający, zarówno dla rodziców, dzieci, jak i dla nauczycieli.
Powiem szczerze – pierwszy miesiąc, czasem dwa – to tak naprawdę reagowanie na potrzeby grupy i rzadko zdarza się, że dzieci w tych pierwszych tygodniach np. realizują jakiś program z książkami do nauki. Najpierw trzeba im pomóc poczuć się w placówce bezpiecznie, wejść w plan dnia przedszkola i zrozumieć, jak wygląda przebywanie w grupie.
Rodzice jednak nie rozumieją tego – każdy wymaga, żeby jego dziecko nakarmić, pomóc mu w toalecie, zmienić pieluszkę, jeśli jeszcze dziecko jest nieodpieluchowane. Rozumiem rodziców – oni mają jedno dziecko, które jest ich skarbem przekazywanym pod naszą opiekę. Ale my tych dzieci mamy często 25-28 w grupie i każde potrzebuje naszej uwagi i pomocy".
Nie będę zapierać brudów
Kobieta przyznaje, że nie godzi się na "skakanie wokół dzieci": "Kiedy więc słyszę od mamy, że ona bardzo prosi, żebym zapierała jej córeczce ubranka po wypadku w toalecie lub po pobrudzeniu się podczas obiadu, tracę cierpliwość. Po to prosimy, żeby dzieci miały na zmianę w szatni ubranka, żeby można je było przebrać. Przy takiej liczbie maluchów, szybko musimy zmienić brudne ubranko i pomóc kolejnym 3-latkom.
Nie jestem praczką, żebym zapierała brudne ubranka dzieci. Maluchy często się brudzą, gdybym chciała każde ubranko wyczyścić, zamiast opiekować się dziećmi, spędzałabym cały dzień nad umywalką z dziecięcą garderobą. Rodzice, zrozumcie nas, że nasza praca polega na edukacji i opiece nad waszymi dziećmi, a nie na tym, żebyście wy nie musieli dbać o ich ubrania po powrocie z przedszkola..." – kończy swój list nauczycielka.