"Może inni to robią, ja się brzydzę". Reakcja pani z przedszkola na wstydliwy kłopot 3-latka
List do redakcji
·3 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Zakres obowiązków nauczycieli przedszkolnych jest potężny. Czasem jednak zdarza się, że wśród rodziców budzi on wątpliwości i wymagają więcej niż inni. O takim problemie napisała do nas czytelniczka. Czy nauczyciele przedszkolni mają obowiązek prać ubrania podopiecznych, gdy zdarzy im się "wpadka"?
Reklama.
Treść listu publikujemy poniżej:
Mój syn ma niewiele ponad 3 lata, jest w pierwszej grupie przedszkolnej. Największym problemem przed posłaniem dziecka do przedszkola było dla nas zmotywowanie go, by informował nas o swoich potrzebach fizjologicznych.
Szło opornie, ponieważ syn zawsze traktował "załatwianie się" jako czynność wstydliwą. Wstydził się o tym mówić i bardzo przeżywał, gdy nie udało mu się zapanować nad swoim ciałem.
Kiedy zaczął chodzić do przedszkola, zauważyliśmy, że przez tych kilka godzin w placówce powstrzymuje się – kiedy odbieraliśmy go i wchodziliśmy do domu, natychmiast biegł do toalety. Wiedzieliśmy, że znów wrócił kłopot "wstydu". Opory przed nami przełamał, jednak przed obcymi – w tym wypadku nauczycielkami w przedszkolu – nie chciał przyznawać się, że "chce kupę".
Rozmawialiśmy z paniami, problem synka spotkał się z pełnym zrozumieniem. Nawet kilka razy odnotowaliśmy sukces w informowaniu pań na czas o potrzebie skorzystania z toalety.
Jednak nie zawsze jest kolorowo. Kilka razy zdarzyło się synkowi popuścić, bo tak długo wstrzymywał, że w końcu nie wytrzymywał. Wówczas pani przebierała go, a mokrą (zapraną) bieliznę wkładała do woreczka. Wydawało mi się to jedynym możliwym scenariuszem w tym wypadku.
Myliłam się. Do grupy naszego synka dołączyła nowa pani nauczycielka, która pewnego razu do woreczka włożyła bieliznę niezapraną. Pechowo obiekt wstydu, czyli brudne majtki, wyjęłam w domu w obecności mojego syna. Nie spodziewałam się, że będą niezaprane.
Synek zestresował się, ponieważ każdy incydent, gdy "nie wytrzyma" bardzo źle mu się kojarzy. Uciekł do swojego pokoju, nie chciał o tym rozmawiać, a problem z popuszczaniem również w domu znowu wrócił.
Postanowiłam porozmawiać o tym z paniami – by starały się nie wkładać do reklamówki niezapranej bielizny. Nie sądziłam, że wywoła to tak skrajną reakcję nowej pani nauczycielki.
Usłyszałam, że nauczycielki zapierają zabrudzone ubranka z dobrej woli, lecz ona nie będzie tego robiła, bo się brzydzi... Że nie jest to jej obowiązek i wystarczy, że musi zmagać się z oporami mojego dziecka przed informowaniem o swoich potrzebach fizjologicznych. Byłam tak zmieszana, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Zasięgnęłam opinii wśród znajomych i okazało się, że zdarza się, że przedszkola w ogóle nie przyjmują dzieci z "takimi" problemami. Potrafią odmówić dziecku opieki, póki w pełni nie będzie "odpieluchowane". Wygląda więc na to, że do tej pory i tak miałam dużo szczęścia – nie tylko przyjęto moje dziecko do przedszkola, ale też pracowano ze mną nad problemem i na poziomie zapierania bielizny, i na poziomie rozmów z dzieckiem. Doszło nawet do interwencji psychologa, za co jestem bardzo wdzięczna.
Po przeanalizowaniu wielu punktów widzenia stwierdzam, że skoro nauczycielki w przedszkolu mają wspierać dzieci i współpracować z rodzicem w ich wychowaniu, jeśli spotykają na swej drodze dziecko ze "wstydliwym" problemem, powinny zrobić wszystko, by pomóc dziecku. W tym zaprać jego bieliznę, by pokazać, że nic się nie stało i pozwolić mu zapomnieć o wpadce.
Rozumiem, że nie zawsze na wszystko jest czas, kiedy pod opieką ma się gromadkę. Wtedy może wystarczy uprzedzić, że bielizna jest niezaprana? Dla mnie to olbrzymi kłopot, a z tego, co wiem, tej czynności nie reguluje żaden oficjalny zakres obowiązków nauczyciela przedszkolnego.