W skorumpowanym świecie, który znamy, oddech rozsądku jest na wagę złota. Nauczycielka z Lublina udowodniła swoimi słowami, że jako ludzkość mamy jeszcze szansę na normalność. Zwracając się swoich uczniów, daje cenną lekcję znajomym z branży.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ksenia Duńska, nauczycielka w jednej z lubelskich szkół, opublikowała post, w którym klarownie wyraziła swoje zdanie o dodatkowych prezentach od uczniów i ich rodziców dla kadry oświatowej.
Rzeczowo opisała w kilku zdaniach swój przeciwny do nich stosunek, a jej uzasadnienie nie może być bardziej rozsądne:
Tymi słowy oddzieliła wyraźnie sferę prywatną od zawodowej i nazwała procesy po imieniu. I chociaż teoretycznie w jej słowach nie ma nic odkrywczego, to mam poczucie, że są jak głęboki oddech w czasach, w których przyszło nam żyć.
W czasach, w których wszystko i prawie wszystkich można w jakiejś formie kupić, przekonać dobrostanem materialnym lub chociaż skutecznie "wodzić za nos" obietnicą materialnych korzyści.
W równoległym świecie jednak wartości głębszych i świadomości do uznania wystarczy dobre słowo, laurka, może symboliczny kwiat? Przede wszystkim jednak szacunek i słowo.
Nie tylko w "Dniu Nauczyciela", ale każdego dnia. Nie tylko od święta, każdego dnia, udowadnianie sobie wzajemnie, że jeden człowiek jest potrzebny drugiemu. Że jego umiejętności i praca, jaką wykonuje, są widziane i doceniane.
Niech ten post będzie obietnicą na kolejne lata, w których uczeń i każdy z nas będzie na nowo uczył się, że słowa i czyny mają większą moc niż materialne korzyści.
(...) Ustalmy, że szanujemy się i czasami nawet lubimy, ale nie łączą nas relacje prywatne, więc żadne prezenty nie są potrzebne ani oczekiwane. Za swoją pracę otrzymuję wynagrodzenie, na które zgodziłam się podpisując umowę o pracę. To wynagrodzenie płacą mi wszyscy podatnicy. Tak to działa.