Nowe zasady w szkole zawstydzają uczniów. Ohydne, do czego zmusza się nauczycielki
Redakcja MamaDu
25 września 2023, 10:21·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 września 2023, 10:21
Jak zadbać o to, żeby uczniowie nie niszczyli szkolnego mienia, nie brudzili i nie popalali? Można, pod przykrywką dbania o ich bezpieczeństwo, wprowadzić kontrole w toaletach. Taką zasadę wprowadziła dyrekcja szkoły, do której chodzi syn naszej czytelniczki. Zdaniem Marty takie działanie zawstydza uczniów, ale też upokarza nauczycieli – czy spędzanie przerw w łazienkach rzeczywiście powinno należeć do ich obowiązków?
Reklama.
Reklama.
"Dzień dobry. Jestem zniesmaczona tym, co teraz dzieje się u mojego syna w szkole. Zastanawiam się, czy w innych placówkach też to tak wygląda i czy można coś z tym zrobić. Otóż na pierwszym zebraniu pani wychowawczyni poinformowała nas o nowej zasadzie zarządzonej przez dyrekcję. Powiedziała, że to w trosce o bezpieczeństwo uczniów, ale dobrze wiemy, że nie jest to główny powód...
W ubiegłym roku były jakieś incydenty w łazienkach, pomazane drzwi, jakieś zdewastowane deski klozetowe itp. No i dyrekcja stwierdziła, że żeby temu zapobiec, to wprowadzą kontrole w ubikacjach. Choć oficjalnie chodzi o bezpieczeństwo.
Szczerze mówiąc, na tym zebraniu się jakoś nie oburzyłam, bo myślałam, że to dobry pomysł. Wiadomo, chcę, żeby moje dziecko było bezpieczne. A z wandalizmem w szkołach trzeba walczyć i mu zapobiegać. Podobno uczniowie ostatnich klas też czasem popalają w łazienkach, no to takie kontrole, to wydawało mi się dobre rozwiązanie. No ale minął już prawie miesiąc szkoły i zapytałam syna, jak to wygląda. Nie jest to jednak takie fajne, jak myślałam.
Syn chodzi do drugiej klasy podstawówki. To nie jest duża szkoła, jest kilka toalet na różnych piętrach. I na każdej przerwie są nauczycielki dyżurujące, które tych łazienek pilnują. Wchodzą do damskich i męskich, zaglądają, pukają w drzwi, żeby pospieszyć kogoś. Co do damskich to nie mam 100-procentowej pewności, no bo syn tam nie chodzi, ale chyba tak jest. Syn mówił, że jak idzie siusiu, to pani patrzy, co robi. Nie, że jakoś zagląda mu czy patrzy na ręce, po prostu wchodzi do łazienki i rozgląda się, czy wszystko jest okej.
No tu mi się zapaliła czerwona lampka. Nie wyobrażam sobie tego, zwłaszcza w męskiej łazience, w której są pisuary. Uważam, że to zawstydzanie dzieci, zwłaszcza chłopców. Czasem mają tylko 5 czy 10 minut na skorzystanie z toalety, a świadomość, że zaraz może wejść nauczycielka, tylko ich stresuje. Zwłaszcza jeśli mówimy o tych małych dzieciach. Zresztą, w przypadku starszych klas, chłopców, którzy dojrzewają, to też przecież strasznie poniżające.
Nie mam pretensji do nauczycielek, bo dla nich to też musi być przecież upokarzające i okropne, ale tak im dyrekcja każe, to muszą to robić. Ja wiem, że tu chodzi o bezpieczeństwo uczniów, w teorii, no i żeby też nie niszczyli. Ale zastanawiam się, jak to wygląda w innych szkołach i czy może jest jakiś sposób na to, żeby pilnować tych dzieci, ale nie naruszać ich godności. No i nie kazać tym biednym nauczycielkom tego robić, bo chyba nie po to studiowały tyle lat, żeby w pracy zaglądać do łazienek... Powiedzcie mi, jak to wygląda u waszych dzieci i czy my, rodzice, możemy coś z tym zrobić. Marta".
Napisz do nas! Jeśli chcesz odpowiedzieć na list lub przesłać nam własną historię, pisz na adres: mamadu@natemat.pl.