Co zrobić, gdy uczniowie niszczą szkolne toalety? Wygląda na to, że to pytanie zadaje sobie wielu dyrektorów szkół – tak wynika z dyskusji, która rozgrzała internet. Zresztą chyba każdy z nas pamięta, że popisane markerem ściany wewnątrz kabin to jedna z najlżejszych form wandalizmu. Rozwiązanie tego problemu zastosowane przez jedną z polskich szkół wywołało skrajne emocje.
Na profilu Stowarzyszenie Umarłych Statutów opublikowano zdjęcie kartki, która zawisła w jednej z placówek. To informacja, jaka kara spotka uczniów za niszczenie szkolnych toalet.
Szkoła postanowiła zastosować odpowiedzialność zbiorową i ukarać uczniów w duchu „linijką po łapach”: skoro nie potraficie uszanować toalet, zabieramy wam mydło i papier toaletowy.
Zdaniem wielu, nie ma innego wyjścia. Z gorącej dyskusji pod postem wynika, że metoda ta ma zastosowanie także w innych szkołach, również podstawowych.
Nauczyciele, którzy wypowiadają się w komentarzach, otwarcie piszą, że nie znają skutecznego sposobu na wandalizm, więc rozwiązanie, które zastosowała szkoła, wydaje się jedynym. Bo tak: kamer w kabinach nie można zainstalować, zatem sprawcy zawsze pozostaną anonimowi. Pozostaje odpowiedzialność zbiorowa. Z definicji niesprawiedliwa, lecz w tym wypadku nieunikniona.
A co z rodzajem kary? Zabranie młodzieży dostępu do mydła i papieru toaletowego to typowy „klaps”. Niczego dobrego nie uczy, ale boli dotkliwie. Bo jakie wnioski mają wyciągnąć młodzi wandale z takiej kary? Co tak naprawdę ich interesuje, że koledzy i koleżanki nie będą mieli mydła i papieru? W końcu, kiedy sami będą chcieli skorzystać z toalety, jakoś sobie poradzą.
Ponadto, autorzy profilu Stowarzyszenie Upadłych Statutów w decyzji szkoły widzą łamanie prawa: „Z Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach: § 8. 1. W pomieszczeniach sanitarnohigienicznych zapewnia się ciepłą i zimną bieżącą wodę oraz środki higieny osobistej. 2. Urządzenia sanitarnohigieniczne są utrzymywane w czystości i w stanie pełnej sprawności technicznej” - czytamy w poście.
Z drugiej strony z relacji nauczycieli wynika, że uczniowie potrafią wrzucać do muszli klozetowych cale rolki papieru, a „pojemniki na mydło musiałyby być z kamienia, chyba żeby przetrwały dłużej niż tydzień!” Inni piszą, że dzieci potrafią sikać na ściany i drzwi, a papierem bawią się na korytarzach. Cóż, w takich okolicznościach, trudno nie stracić cierpliwości. Jednak wygląda na to, że na problem należy spojrzeć szerzej.
„Takie zachowanie jest skutkiem frustracji potrzeb. Póki szkoły działają jak ośrodki przymusu, póty będą się wydarzały akty wandalizmu” - pisze na Facebooku Marianna Blockchain Kłosińska, prezeska Fundacji Bullerbyn na rzecz wspólnoty dzieci i dorosłych, nauczycielka.
„Od 12 lat prowadzę placówkę oświatowo-wychowawczą, a w jej ramach wypoczynek dla dzieci i młodzieży oraz szkołę demokratyczną. W moich placówkach nie ma aktów wandalizmu. Dlaczego? Ponieważ szanujemy autonomię ludzi i praktykujemy partycypację. Nie uznajemy przymusu edukacyjnego. W takich warunkach odpowiedzialność społeczna staje się normą” - wyjaśnia.
Frustracja rodzi frustrację, a represja agresję i tak w kółko. Wygląda na to, że i w tym – trudnym do rozwiązania przypadku – znów chodzi o to samo... Bo ile osób zniszczy miejsce, które lubi?