Jak można tak nieludzko traktować uczniów? Syn chodził głodny przez tydzień
Redakcja MamaDu
11 września 2023, 12:29·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 września 2023, 12:29
Dziś niemalże każdy pracujący rodzic zmuszony jest do korzystania ze świetlicy. Mało kto może liczyć na pomoc dziadków, więc dzieciaki godzinami siedzą w szkole. Dużym ułatwieniem jest możliwość wykupienia obiadów, pod warunkiem że dziecko na nie dociera. Beata jest rozżalona tym, jak jest traktowane jej dziecko i inni pierwszoklasiści.
Reklama.
Reklama.
"Niedawno czytałam list pewnej mamy o tym, jak traktuje się pierwszoklasistów. Chciałam do tego dołączyć jeszcze historię mojego dziecka. Jestem oburzona brakiem empatii, jaki reprezentują nauczyciele szkół podstawowych!
Wczoraj przedszkole, dziś szkoła
7-latki, które tydzień temu zaczęły szkolną edukację, jeszcze do niedawna chodziły do przedszkola. Coraz bardziej samodzielne, jednak miały ustalony rytm dnia. Były wołane na posiłki, które odbywały się o stałych porach. Miały także czas, by spokojnie zjeść w swoim tempie. W szkole nie ma tak łatwo. To groźne dzwonki wyznaczają czas na jedzenie, a także oznajmiają porę, gdy należy przestać jeść.
Przez lata nauczone czegoś zupełnie innego muszą się przyzwyczaić do jedzenia w zasadzie na akord, a także do tego, kiedy jest pora na jedzenie. Nowości jest tak wiele, że mój syn jak na razie nie nadąża. Przerwy są zbyt krótkie. Nie daj Boże, jeśli musi skorzystać z toalety, to kanapki już nie tknie. Na szczęście wychowawczyni przypomina, która przerwa jest śniadaniowa. Na razie pozwala także dokończyć posiłek, nawet jeśli przerwa się już skończyła. Niestety problem zaczyna się, gdy uczeń trafia na świetlicę.
Dojeżdżam do pracy i syna mogę odbierać dopiero o 17:30. Zależy mi więc bardzo, by jadł w szkole ciepły posiłek. Niestety, nieustannie jest z tym problem. Panie twierdzą, że wołają na obiad. Ci uczniowie, którzy podejdą, idą jeść. A co, jeśli ktoś nie usłyszy lub zapomni? Jeść nie będzie.
Potrzebują wsparcia
To jakieś chore! Przecież można dzieci 'obiadowe' wyczytać z listy i dopilnować, by właśnie one dotarły na stołówkę. Pomijając 'tracone' posiłki, jestem załamana, bo syn przez cały tydzień siedzi w szkole głodny. W ubiegłym tygodniu nie dawałam mu zbyt dużo do plecaka, zakładając, że w końcu zje obiad. Jednak codziennie ten sam problem.
Na świetlicy jest głośno i dzieci nie słyszą wezwania. Przecież jako byłe przedszkolaki są przyzwyczajone, że wszystkie dzieci jedzą razem w tej samej sali. Gdy część uczniów zostaje, nawet się nie orientują, że jest pora obiadowa.
Panie stwierdziły, że świetlice są przepełnione i nie będą 'niańczyć' uczniów, poza tym to już szkoła, a nie przedszkole. Przekonują także, że dzięki temu, że parę razy zgłodnieją, to może się nauczą być bardziej uważne na to, co się do nich mówi.
To jakiś żart! Przecież to są jeszcze malutkie dzieci! Nie mówię, że trzeba je niańczyć na każdym kroku, ale jednak także potrzebują adaptacji i wprowadzenia w ten nowy świat, jakim jest szkoła".