Czasami w dyskontach można natrafić na kosmetyczne perełki, które mają świetny skład i genialne działanie. To produkty niedocenione, czasem mało znane w świecie kosmetycznym. A zdarza się, że warto je znać – tak jak w przypadku maski do włosów, którą miałam okazję przetestować. Sprawdziłam, czy za niską ceną i naturalnym składem faktycznie idzie jakość.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Posiadaczki włosów gęstych, średnio- i wysokoporowatych, często mają problem z ich wygładzeniem i puszeniem się. Sama również takie posiadam i wciąż szukam na drogeryjnych półkach produktów, które jak najlepiej wygładzą i nadadzą blasku moim włosom. Jakież było moje zaskoczenie, gdy jedna ze znajomych, która według mnie ma piękne, zadbane włosy, opowiedziała mi o czymś, co zmieniło jej pielęgnację włosów.
Koleżanka przyznała, że obecnie używa tylko jednego produktu (choć w dwóch wariantach) i nie jest to wcale drogi kosmetyk z salonu fryzjerskiego. Okazało się, że kluczem do jej lśniących i wygładzonych włosów jest produkt, który można dostać w każdym Lidlu. Do tego nie kosztuje milionów, a dosłownie 17,99 zł za słoiczek 400 ml. Taka pojemność w przypadku maski to spokojnie ponad miesiąc używania, a jeśli myjesz włosy raz na kilka dni – to nawet kilka miesięcy.
Wegański kosmetyk za grosze
Po zachwalaniu maski przez znajomą sama z entuzjazmem udałam się do Lidla. W dziale z kosmetykami bez większego problemu znalazłam emolientową maskę do włosów. Jest marki Hairy Land, która jest dostępna wyłącznie w Lidlu i jeśli posiada się aplikację dyskontu, często można znaleźć ją na promocjach. Dostępna jest w wersji do włosów wysokoporowatych (wegańska bawełna) oraz średnioporowatych (wegański migdał).
Ma naturalny skład – na opakowaniu znajduje się informacja, że 98 proc. składników jest pochodzenia naturalnego (m.in. bawełna, olej z pestek winogron, olej lniany i aloes), a dodatkowo maska jest wegańska w 100 procentach. Obok składu możemy też przeczytać na etykiecie krótką adnotację o metodzie OMO, która jest bardzo polecana do włosów wysoko- i średnio porowatych, czyli puszących się, matowych i zniszczonych.
W wielkim skrócie: metoda polega na nakładaniu przed myciem włosów najpierw maski lub odżywki. Potem należy umyć głowę szamponem, a na koniec znowu nałożyć maskę lub odzywkę. Producent sugeruje, że wegańska maska idealnie sprawdza się jako ten 3. krok metody OMO.
Owocna wycieczka do Lidla
Kiedy otworzyłam maskę (kupiłam wersję fioletową do włosów wysokoporowatych), pierwsze, co mnie uderzyło to jej piękny zapach – uwielbiam kosmetyki, które pachną bawełną, bo kojarzą mi się z czystością i delikatnością. Dodatkowo trzeba przyznać, że kosmetyk wydaje się być wydajny, już niewielka ilość świetnie się rozprowadza i sprawia, że po umyciu głowy są wygładzone.
Wśród opinii w sieci można też przeczytać, że te osoby, które dłużej stosują maskę faktycznie widza poprawę kondycji włosów: mniej się puszą i łamią, stają się gładsze i lśniące. Mnie przede wszystkim kupuje cena, zapach i to, że produkt jest łatwo dostępny w dużej pojemności.
Co do długotrwałych efektów na razie muszę zaufać opinii innych, ale jestem dobrej myśli. Wam też polecam wycieczkę do Lidla, jeśli macie włosy średnio- lub wysokoporowate. Za taką cenę i jakość to grzechem byłoby nie spróbować choćby z jednym opakowaniem.