Sąsiadka ma o wszystko pretensje. Nawet nasłała na mnie policję
Redakcja MamaDu
21 sierpnia 2023, 13:18·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 sierpnia 2023, 13:18
Życie w bloku bywa niełatwe. Sprawy się szczególnie komplikują, jeśli nie można dogadać się z sąsiadami. Nasza czytelniczka mieszka drzwi w drzwi z kobietą, której nie podoba się, gdzie młoda mama... parkuje wózek. Panie nie mogły się dogadać, a sprawą zajęła się policja.
Reklama.
Reklama.
"Ponad rok temu kupiliśmy mieszkanie. Byłam w ciąży i uznaliśmy, że czas powiększyć lokum. Mieliśmy trochę oczekiwań co do lokalizacji, metrażu i układu. Po długich poszukiwaniach udało na się wreszcie znaleźć nasz wymarzony dom, jak się później okazało... z fatalną sąsiadką w pakiecie.
My się nie polubimy
Kobieta od samego początku wydawała się niezbyt miła. Na dzień dobry zapytała, czy zamierzamy słuchać tak głośno muzyki jak poprzedni właściciele. Aby rozładować napiętą atmosferę, zażartowaliśmy, że my to nie, ale nie wiemy, jak nasza córka, wskazując na mój spory brzuch. Kobieta wzruszyła ramionami i odeszła.
W tamtym momencie jakoś bardzo się nie przejęłam, w końcu to tylko sąsiadka. Starsza pani, która lubi ciszę. Poza 'dzień doby' przecież nie musimy sobie nic więcej mówić. Kilka tygodni później na świat przyszła nasza córeczka, a kością sąsiedzkiej niezgody stał się niemowlęcy wózek.
W bloku, w którym kupiliśmy mieszkanie, jest wózkownia, jednak stoją tam same rowery. Mimo wielu prób nie ma opcji, by wstawić tam również gondolę. Nie wyobrażam sobie także trzymać wózka dla niemowlaka w piwnicy. Nie mając innej opcji, zaczęłam parkować wózkiem na korytarzu, tuż przy naszych drzwiach wejściowych i zaczęło się piekło.
Najpierw sąsiadka wrzuciła zdjęcie wózka na naszą osiedlową grupę. Post był bardzo niegrzeczny, a kobieta ewidentnie szukała wsparcia w lokalnej społeczności.
Udałam się więc do niej. Absolutnie nie rozumiem takiego zachowania. Wie, gdzie mieszkamy, mogła zapukać do drzwi, a nie robić aferę na forum. Jednak nie chciała ze mną rozmawiać.
Zaczęła wywieszać kartki, że 'uprasza się o niepozostawianie wózków' i podburzać sąsiadów. Jednak ani razu nie przyszła sama z siebie wyjaśnić twarzą w twarz, o co jej chodzi.
Takich gości się nie spodziewałam
Pewnego dnia ktoś zapukał do drzwi. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, że to policjanci. Dzielnicowy grzecznie poinformował mnie, że za pozostawienie wózka na klatce schodowej grozi nam mandat od 20 zł do 5 tys. zł. Zgodnie z art. 82 Kodeksu wykroczeń możemy również zostać aresztowani na czas od 5 do 30 dni. Wyjaśnił, że chodzi o przepisy przeciwpożarowe. Rzeczy pozostawione na korytarzu zwężają przejście, więc mogą utrudnić ewakuację i akcję ratowniczą.
Mundurowy mnie na szczęście 'tym razem' jedynie upomniał. Zaznaczył, że wie jak trudno w blokach z przechowywaniem wózków. Powiedział jednak jasno, że lepiej, bym nie zostawiała wózka w tym miejscu, bo 'sąsiedzi się boją'.
Chwilę później usłyszałam otwieranie zasuwy i wyłoniła się głowa sąsiadki. Z pogardą tylko rzuciła, że 'dobrze, że ktoś w końcu zrobi z tym porządek'.
Nie można grzecznie?
Rozumiem problem i zagrożenie, jakie może stwarzać wózek. Przyjmuję to do wiadomości. Jednak dobija mnie forma, jak zostało to załatwione. Żeby tak nasyłać na człowieka policję? Poza tym jestem pewna, że jej po prostu przeszkadza wózek, my i wszyscy inni wokoło, a nie tam, że boi się pożaru".