Sąsiadka wywiesiła kartkę "Uszy bolą...". Zmroziło mnie, lecz odpowiedziałam
List do redakcji
·3 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Nie chcesz krzyczeć na dziecko, ale wciąż tracisz cierpliwość i kończy się tak jak zwykle? Nie jesteś jedyna! Każda z nas wie, jak wymagająca jest matczyna codzienność i każda stara się być najlepszą mamą na świecie. Ale czasem wybuchamy, bo jesteśmy tylko ludźmi. Czasami nasz krzyk jest po prostu wołaniem o pomoc.
Reklama.
Większość rodziców czasem krzyczy na dzieci. Krzyczymy na dzieci z bezsilności, a potem dopadają nas wyrzuty sumienia.
Krzyk to przemoc. Czy powinniśmy reagować, gdy słyszymy, że sąsiedzi krzyczą na dzieci? Nasza czytelniczka opowiedziała swoją historię, w której sąsiadka zwróciła jej uwagę na to, że krzyczy na dzieci.
Jej opowieść to dowód, że czasem wtrącanie się, to tak naprawdę wyciąganie pomocnej dłoni.
Może bardzo chciałabyś przestać krzyczeć na dziecko, ale nie wiesz jak? List naszej czytelniczki to dowód, że możemy być dla siebie nawzajem pomocą, a sąsiedzkie "wtykanie nosa w cudze sprawy" może być pretekstem do wielkiej zmiany.
Chciałabym podzielić się moją historią, bo zdaję sobie sprawę, że niejedna mama może mieć w domu podobną sytuację. Mam trójkę dzieci (11, 5 i 3 lata). Mój mąż bardzo dużo pracuje, nie ma go praktycznie od rana do wieczora, a kiedy wraca, nie ma już na nic siły.
Ja całe dnie pozostaję sama w domu. Czasami naprawdę już nie wytrzymuję i tracę nad sobą panowanie. Najstarszy syn krzyczy na resztę rodzeństwa, żeby byli cicho, bo ma szkołę. 5-latek i 3-latka naprawdę mocno rozrabiają. Moja córka jest typowym high need baby, potrzebuje mojej nieustannej uwagi.
Nie jestem w stanie zrobić sama NIC. Ciągłe "Mamo!", awantury o zabawki, wyjścia, trzymanie na rękach, moje dzieci są wszędzie. Naprawdę bardzo je kocham i chciałabym dla nich jak najlepiej, ale ostatnimi czasami m.in. przez to nieustanne siedzenie w domu, po prostu wybuchałam i krzyczałam.
Było mi wstyd. Płakałam wieczorami, ale kolejnego dnia znów było to samo. Przemęczenie, stres i brak odpoczynku robiły swoje. Czułam się złą matką, a do tego po kilku dniach zdarzyła się rzecz, która jeszcze bardziej mnie dobiła..
Na klatce schodowej, na tablicy znalazłam karteczkę, na której było napisane: "Do pani z mieszkania nr 34, uszy bolą, kiedy pani tak krzyczy na dzieci. Chętnie powiem pani, w jaki sposób inaczej sobie poradzić". Był podpis: "Troskliwa sąsiadka" i numer telefonu.
Zdenerwowałam się. Zrobiło mi się gorąco, chciałam zapaść się pod ziemię. Dlaczego jakaś obca kobieta wtrąca się w życie mojej rodziny? To już naprawdę była przesada...
Nie dość, że sama czuje się z tym wszystkim źle, to jeszcze ktoś zwraca mi uwagę. Zwinęłam kartkę w kulkę i bezmyślnie wrzuciłam do kieszeni płaszcza, nie mogąc jednak przestać myśleć o całej tej sytuacji.
Gniew i rozwiązanie
Oczywiście na początku zaczęłam się zastanawiać, która sąsiadka mogłaby napisać coś takiego. To mógł być każdy, bo w naszej klatce jest tylko kilka mieszkań i głos się bardzo niesie.
Metodą eliminacji wytypowałam jedną panią i trafiłam.
Po trzech dniach, kiedy mój gniew nieco opadł, postanowiłam, że zadzwonię. Nie wiedziałam, co powiem, ale uznałam, że mleko się rozlało i jeśli nie zareaguję, to znaczy, że chowam głowę w piasku.
To była właśnie ta kobieta, którą podejrzewałam. Nieco starsza ode mnie matka dwójki nastolatków. Na początku powiedziałam oczywiście, to, co leżało mi na sercu: że nie powinna się wtrącać, niech zadba o swoje dzieci, co ją obchodzą moje.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam jej się wyżalać. Mówiłam, że to z bezsilności, bo męża ciągle nie ma w domu, a ja jestem z dziećmi non stop i już nie wytrzymuję. Opowiedziałam o tych trudnych momentach, kiedy puszczały mi nerwy. Ona zaczęła mówić, że dobrze to zna, bo ze swoimi dziećmi miała to samo i zapytała się, czy może mi jakoś pomóc.
Ta rozmowa dała mi naprawdę wiele. Przede wszystkim pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się zrozumiana i wysłuchana. A poza tym... zyskałam osobę, na którą mogę liczyć w moich trudnych macierzyńskich chwilach. Już się umówiłyśmy, że mój najstarszy syn pójdzie do sąsiadki w godzinach nauki zdalnej. Dzięki temu będzie miał trochę więcej spokoju, a ja nie będę musiała słuchać awantur.
Chciałabym powiedzieć wszystkim mamom: nie musicie się wstydzić. Wstydzić krzyczenia na dzieci i wstydzić zwrócenia uwagi drugiej matce, że podnosi głos. Ta karteczka na początku wywołała we mnie gniew. Ale po rozmowie z sąsiadką powiesiłam sobie ją na tablicy korkowej i staram się patrzeć w to miejsce, za każdym razem, kiedy mam dość.
Mam ogromne wyrzuty sumienia, ale tego też nie muszę się wstydzić. Kocham moje dzieci i chce być dla nich najlepszą mamą. Ta kartka przypomina mi o tym, że zawsze można naprawić swój błąd.
Wiem, że jestem silną mamą, która czasami doświadcza słabości tak jak każda z nas. Cała ta sytuacja sprawiła, że uczę się prosić o pomoc i życzę tego wszystkim mamom.