Doskonale to pamiętam: miałam może 13-14 lat, kiedy pojechałam z mamą, siostrą i dziadkami na miejski basen. Przez kilka godzin siedziałam w cieniu w wysokich, sznurowanych glanach i grubej flanelowej koszuli. Kostiumu kąpielowego nawet ze sobą nie zabrałam. Dlatego też szczególnie trafiła do mnie historia, którą opisała Monika.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Czy ktoś przyglądał mi się wtedy ze zdziwieniem albo dezaprobatą? Być może – tego akurat nie pamiętam. Pamiętam jednak, że rodzina podchodziła do moich modowych wyborów z dużym zrozumieniem. Hej, dziadkowie wychowali się w Jarocinie, mama spędzała tam każde wakacje – nie takie rzeczy widzieli podczas kultowego festiwalu. Pewnie byliby zdziwieni, gdybym nie miała na sobie tych glanów. ;-)
W mailu Moniki nie ma jednak zrozumienia. Zamiast tego jest ocenianie dziecka – w tym przez własnych rodziców.
"Rodzic powinien wspierać dziecko w odkrywaniu siebie"
"Jak co roku pojechaliśmy na wakacje nad nasze polskie morze. Przez większość czasu pogoda była średnia, poprawiła się dopiero pod koniec wyjazdu. Postanowiliśmy wykorzystać ją na maksa i właściwie nie schodziliśmy z plaży. Ucieszyłam się, lubię się opalać, nie chciałam wracać z wakacji blada jak ściana. Poza tym byłam już zmęczona zapewnianiem dzieciom atrakcji. Pewnie każdy rodzic wie, jak to wygląda. Z nudów proszą o rzeczy, na które zmęczone całym dniem zabaw w morzu i na plaży pewnie nie zwróciłyby uwagi.
A to chcą pograć w cymbergaja, a to zachciało im się tatuaży z henny, a może dam im trochę drobnych na kauczuki i inne plastikowe badziewie z automatów... Poczułam ulgę, bo w końcu mąż mógł zabrać je do wody, a ja mogłam poleniuchować. Miałam czas, żeby pomyśleć o niebieskich migdałach albo poprzyglądać się innym ludziom. Jedna scenka utkwiła mi w pamięci.
Obok nas rozłożyła się jakaś grupka, chyba dwie rodziny. Akurat opalałam plecy, więc widziałam, co robią. Była z nimi taka nastolatka. Każdy, kto obok nich przechodził w drodze do morza, się za nią oglądał. Siedziała na kocu ubrana cała na czarno. Jakieś czarne dżinsy, czarna bluza z kapturem naciągniętym na jaskrawoniebieskie włosy. Na nogach ciężkie buty. Siedziała tak i czytała książkę. No, muszę przyznać, wyróżniała się na tle tych wszystkich ludzi w kostiumach. Ja też na nią zerkałam co jakiś czas. Jak mąż przyszedł na chwilę z dzieciakami na koc, żeby zjeść drożdżówki, to aż spojrzał na mnie porozumiewawczo, z takim głupim uśmiechem.
Modliłam się w duchu, żeby moje dzieci czegoś nie palnęły, na szczęście były zbyt zajęte kłótnią o to, kto lepiej robi fikołki pod wodą. Palnęła za to matka tej dziewczynki. Musiała widzieć, że ludzie się za nią oglądają, może nawet ktoś coś jakoś skomentował. Nie pamiętam dokładnie jej słów, ale powiedziała coś w stylu, że jej wstyd i że ta dziewczyna mogłaby chociaż w wakacje nie być taką dzikuską. Aż mi się przykro zrobiło.
Mój syn ma 8 lat, córka jest o dwa lata starsza. Dzieci same wybierają sobie w sklepach ubrania, ale na razie proszą co najwyżej o jakieś koszulki z konkretnymi nadrukami. Córka ostatnio chciała, żebym jej kupiła różową koszulkę z napisem Barbie, teraz taka moda. Oczywiście jej pozwoliłam. Jeśli kiedyś postanowi zafarbować włosy na różowo albo zacznie się jakoś dziwnie ubierać, pozwolę jej na to... Synowi zresztą też bym pozwoliła. Wydaje mi się, że rolą rodzica jest wspierać dzieci w ich wyborach, patrzeć, jak odkrywają siebie.
Jakoś utkwił mi w głowie obraz tej nastolatki na plaży. Smutne, że własna matka jej nie rozumie".