Ewelina postanowiła dać nauczkę sąsiadowi zza ściany, który głośnymi rozmowami "demoralizuje" jej dzieci. Wybrała dość osobliwą metodę poradzenia sobie z problemem – i nie chodzi o kartkę wywieszoną na tablicy ogłoszeń.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mieszkam w bloku i doskonale rozumiem frustracje z tym związane. Niekończące się remonty, psy szczekające jak na złość właśnie wtedy, kiedy potrzebuję ciszy, sąsiadów relaksujących się "przy dymku", którego "zapach" przedostaje się również do mojego mieszkania. Taki urok blokowisk – nie należę do osób, którym przeszkadza nawet zbyt głośne kichnięcie, o czym dają znać w pasywno-agresywnych liścikach przypinanych do tablicy ogłoszeń.
Jedno tylko działa na mnie jak płachta na byka: charakterystyczny syk otwieranej puszki. W 9 na 10 przypadków oznacza to początek imprezy. Na ogół po 23 na osiedlu jest już bardzo cicho, a układ bloków sprawia, że każdą rozmowę dochodzącą z ogródka sąsiadów z parteru czy tych z klatki obok siedzących na balkonie słyszę niemalże tak dobrze, jak gdybym w niej uczestniczyła. Wierzcie mi: wolałabym nie.
Wiadomość od Eweliny (imię zmienione na jej prośbę) nie była więc dla mnie zaskoczeniem. Mam jednak wątpliwości, czy sposób, w jaki chce poradzić sobie z głośnym sąsiadem, to na pewno najlepsze rozwiązanie... Przeczytajcie jej mail:
Był spokój, a potem wprowadził się on
"Proszę o poradę, bo po ostatniej z akcji z sąsiadem jestem na skraju wytrzymałości. Kilka lat temu przeprowadziliśmy się na nowe, zamknięte osiedle. Nigdy nie było tu takich problemów. Właściwie żadnych problemów nie było. Do dziś nie znam za bardzo sąsiadów, mówimy sobie 'dzień dobry' i tyle, żyjemy obok siebie anonimowo, w spokoju. A raczej: żyliśmy...
Niedawno do mieszkania obok wprowadził się jakiś facet. Mniej więcej w moim wieku, może trochę młodszy. Robi karierę w jakiejś korporacji, w Warszawie mieszka od czasu studiów. Pochodzi z Płocka. Nie ma żony ani dziewczyny, bo twierdzi, że baba tylko przeszkadzałaby mu w pracy. Skąd to wszystko wiem? No nie dlatego, że się zaprzyjaźniliśmy i zwierzamy się sobie z największych sekretów. Wiem to, bo nasze balkony są zaraz obok siebie. A on na swoim spędza długie godziny, rozmawiając przez telefon.
Oczywiście wolałabym tego nie słyszeć, ale jest u siebie. Jeśli nie przeszkadza mu, że pół bloku zna już historię jego życia, to jego sprawa. Ostatnio jednak miarka się przebrała. Aktualnie jestem na macierzyńskim, córeczka ma 9 miesięcy. Starsza córka skończyła 4 lata. W wakacje nie chodzi do przedszkola, bo i tak siedzę na razie całe dnie w domu. No i któregoś razu bawiłyśmy się na balkonie, a do sąsiada przyjechał jakiś kumpel czy kuzyn, nie wiem dokładnie.
Nie chcę, by moje dzieci słuchały takich rzeczy
Był środek tygodnia, jakoś południe, kiedy zwykle ludzie są w pracy, a panowie zza ściany urządzili sobie pogawędkę o swoich partnerkach. Było mi niedobrze, kiedy tego słuchałam. Opowiadali, czego to oni nie robili i z kim, używali takiego języka... Jakby mam dzieci, więc nie jestem jakoś bardzo pruderyjna, ale ciężko mi było tego słuchać. Tym bardziej że przecież Marcysia też to słyszała! On mi ją demoralizuje!
Strasznie mnie wkurzył ten facet i teraz mam pytanie: co mam zrobić? Nie chcę z nim rozmawiać, nie chcę patrzeć na jego twarz, bo mnie obrzydzenie bierze. Pomyślałam, że dam mu nauczkę. Że może wrzucę mu na balkon pampersa Helenki z jakimś liścikiem, może wtedy się opamięta i nie będzie już takich okropnych rzeczy mówił. Co o tym sądzicie?".