Rodzice dzieci, które za niecały miesiąc rozpoczynają edukację w szkołach, powoli już myślą o szkolnych wyprawkach. Nie zawsze starcza na nie świadczenie 300 plus, więc rodzice starają się oszczędzać, by jak najmniej nadszarpnąć domowy budżet. Otrzymaliśmy wiadomość od Agnieszki, której syn rozpoczyna we wrześniu pierwszą klasę. Kobieta była zdziwiona wytycznymi, które znalazła w liście ze szkolną wyprawką.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nasza czytelniczka Agnieszka, mama chłopca, który rozpoczyna we wrześniu pierwszą klasę, opowiedziała o przygotowaniach do nowego roku szkolnego: "Mój syn idzie od września do 1. klasy szkoły podstawowej. W związku z tym rozpoczęliśmy już powoli przygotowania do tego ważnego wydarzenia – kupiliśmy plecak, piórnik, część zeszytów. Rozglądamy się za butami na zmianę i zaczęłam też myśleć o kupnie przyborów plastycznych, bo pojawiło się ich już sporo w różnych marketach.
Z doświadczeń ze starszą córką wiem, że warto czasem skusić się na promocje w dyskontach, bo często można np. kupić trzy kleje w cenie dwóch albo pakiet zeszytów, który wychodzi taniej niż pojedyncze sztuki w sklepie papierniczym. Weszłam więc na stronę szkoły, do której będzie chodził syn, żeby ściągnąć listę wyprawkową, którą opublikowała placówka".
Konkretne przybory papiernicze
"Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że na liście są podane konkretne liczby produktów wraz z markami. Rozumiem, że dla nauczyciela nauczania początkowego to wygodne, jeśli każdy uczeń przyniesie taką samą liczbę klejów, nożyczek czy kredek. Nie do końca byłam w stanie pojąć, dlaczego wszystko ma być jednego konkretnego producenta" – kontynuuje swój list mama przyszłego pierwszoklasisty.
"Zadzwoniłam więc do szkoły, żeby upewnić się, czy lista jest aktualna i z jakiego powodu wszystkie przybory muszą być takie, jak zostało to rozpisane. Uprzejma pani w szkolnym sekretariacie wyjaśniła mi, że to decyzja wychowawców 1. klas oraz dyrekcji. Chodzi o to, żeby wszystkie dzieci miały takie same przybory, bo dzięki temu nie ma dzielenia kilkulatków na lepszych i gorszych.
Sortowanie wcześniej zależało od tego, kto miał droższe lub lepsze jakościowo produkty. Teraz kadrze pedagogicznej zależało na tym, żeby wszyscy byli traktowani tak samo, więc napisano konkretne średniopółkowe marki, których produkty wymaga się od każdego ucznia".
Sortowanie uczniów zależne od majętności rodziców?
Agnieszka wyraziła swoje negatywne zdanie o szkolnej wyprawce: "To, co powiedziała mi sekretarka, bardzo mnie poruszyło. Rozumiem logikę nauczycieli i dyrektora, ale uważam, że takie wyznaczanie konkretnych produktów wcale nie jest dobrym rozwiązaniem.
Mnie nie stać na to, by kupić wszystkie produkty z listy. Zakładałam, że niektóre przybory kupię tańsze, bo i tak szybko się zużywają, a ich ceny różnią się czasami nawet o kilka złotych. Myślę, że bezsensowne jest też bieganie po całym mieście w poszukiwaniu kleju konkretnej marki.
Nie jestem też przekonana, czy kupowanie wszystkim dzieciom takich samym produktów, aby uniknąć segregacji to dobra metoda. Nie lepiej pokazywać, że w świecie każdy jest różny i może posiadać różne dobra, które inni – zamiast zazdrościć albo wykluczać – powinni po prostu akceptować? Być może przesadzam, ale uważam, że taka postawa szkoły jest nie fair, zarówno wobec dzieci, jak i rodziców" – kończy swój list mama chłopca.