Joanna wyjechała ze szwagierką na wspólny urlop, jednak różnice w podejściu do wychowania dzieci były zbyt duże, by to mogło się udać. Jedna pozwalała na wiele, druga sporo zakazywała. Nasza czytelniczka ostrzega przed takimi wyjazdami: "Taki układ może zniszczyć wakacje".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Nie jesteśmy jakoś wyjątkowo blisko z bratem i jego rodziną. Mamy dzieci w podobnym wieku, ale dzieli nas kilkaset kilometrów i nie widujemy się zbyt często. Spotykamy się głównie w święta, więc gdy padła propozycja wspólnego urlopu, pomyślałam, że to okazja, by zacieśnić więzi.
Plan był prosty, ustalamy budżet, który będzie pasował każdej ze stron oraz kierunek. O dziwo poszło gładko. Postawiliśmy na wynajem domku na Mazurach. Ze szwagierką byłyśmy zgodne co do tego, że to ekonomiczne rozwiązanie. Żadna z nas nie miała problemu z gotowaniem czy ogarnieniem przestrzeni. Choć spodziewałyśmy się, że przy takiej ekipie może to być niełatwe zadanie. Nawet się śmiałyśmy, że jak się nie sprawdzi, to za rok zdecydujemy się na all inclusive.
Tego nie przewidziałyśmy
Nie miałam obaw co do podziału obowiązków. Mamy z Moniką podobne podejście do porządku i pomagania w kuchni, nawet gdy jesteśmy w gościach. I o ile nie pomyliłam się w tej ocenie, to maksymalnie rozjechałyśmy się w kwestii wychowania dzieci. Przez to, że widujemy się rzadko, nawet nie podejrzewam, jak wielkie różnice nas dzielą. Niestety ucierpiały na tym dzieci.
Główną kością niezgody był telefon. Ja zgadzałam się na maksymalnie godzinę dziennie. Dzieci brata nie mają ograniczeń. Szwagierka cały czas mówiła, że to lato i nie może teraz odebrać dzieciom tego, co im już obiecała. Za to ja wiedziałam, że nie odpuszczę, bo jest cała masa ciekawszych rzeczy do robienia na Mazurach. Kuzyni klepali w telefony, a moje dzieci czuły się pokrzywdzone. Ale różnic było więcej.
Ja nie zmuszam dzieci do jedzenia. Jeśli nie mają apetytu, mogą zostawić obiad. Natomiast synowie brata nie mogą odejść od stołu, dopóki nie zjedzą wszystkiego. Gdy to się uda (czasem po 2 godzinach), w nagrodę otrzymują żelki, cukierki i batoniki. U nas nie ma takich zależności. Słodycze daję, ale niezbyt często, wolę by jadły owce. Nie chciałam, by moje dzieci były częstowane słodyczami za zjedzenie całego obiadu. Ale tak samo nie podobało mi się podkreślanie, że szwagierka ich nie poczęstuje, bo tym razem nie zjedli wszystkiego.
Monika nie zgadzała się, by jej chłopcy wchodzili do wody, gdy jej nie ma w pobliżu. Często problem stanowiła temperatura wody czy bieganie na bosaka. Bała się, że się rozchorują. Poczas gdy my pływaliśmy, dzieci szwagierki stały na brzegu ubrane po zęby i patrzyły na nas rozżalone. Ja uważam, że jest lato, dzieci mogą wieczorem dłużej posiedzieć. Monika goniła swoich chłopców do spania o stałej porze.
Ciężko było nam pójść na kompromis, a teraz widzę, że wiele rzeczy wystarczyło przegadać i przemyśleć przed urlopem. Jeśli planujecie wspólny wyjazd z kimkolwiek, kto ma dzieci, warto wcześniej ustalić wspólne zasady. U nas jak nie jedne, to drugie dzieci były niezadowolone i rozczarowane naszymi decyzjami. To prosty przepis na to, jak popsuć fajne wakacje naszym pociechom!".