wózek w tramwaju
Takie zachowanie w komunikacji miejskiej może być niebezpieczne! Fot. archiwum prywatne

Matka z dzieckiem w komunikacji miejskiej – motyw przewodni niejednej historii, afery, żartu. Zwykle to im się obrywa, często niesłusznie. Tym razem matka zachowała się wyjątkowo lekkomyślnie. Jednak czy incydent, do którego doszło, jest wyłącznie jej winą?

Kiedyś sama byłam świadkiem podobnej sytuacji: matka weszła do tramwaju z dwojgiem dzieci, jedno spało w wózku. Między nią a kilkoma (starszymi) pasażerkami wywiązała się burzliwa dyskusja dotycząca tego, które miejsce w pojeździe powinna zająć. Gdy stanęła przy wózku ze starszym maluchem u boku, usłyszała, że to niebezpieczne, bo starszak może się przewrócić, a maluch przecież śpi i nie potrzebuje mamy.

Usiadła więc na wolnym miejscu w pobliżu. Wtedy pojawił się głos innej pasażerki, że powinna pilnować dziecka w wózku. W końcu ktoś może je porwać lub wózek może się przewrócić mimo zablokowanych kół, a starszak jest na tyle duży, by podróżować na siedzeniu, a nie na kolanach mamy.

Historia naszej czytelniczki jest podobna. Tu nie wywiązała się międzypokoleniowa przepychanka słowna, jednak doszło do potencjalnie niebezpiecznej sytuacji, która mogła zakończyć się tragedią. Katarzyna (imię zmienione) postanowiła podzielić się swoim doświadczeniem z innymi rodzicami, by uwrażliwić ich na zagrożenie. Oto jej mail:

Wypadek z tramwaju. Uważajcie na dzieci!

"Dzień dobry. Tyle się mówi o bezpieczeństwie... Zwłaszcza teraz, latem. Te dzieciaczki zostawione w rozgrzanych samochodach, te utopienia, porwania... Straszne czasy, straszne. A może wcale się tyle o tym nie mówi, tylko ja zwracam na to uwagę, bo akurat jestem w ciąży i chcę się jak najlepiej przygotować do nowej roli? Sama nie wiem.

Dziś rano jechałam do pracy. Tramwaj nie był bardzo zatłoczony, może też przez to, że mamy teraz wakacje, to jakoś luźniej. Bo w trakcie roku szkolnego to czasem nie ma gdzie szpilki włożyć. Przynajmniej mogłam na spokojnie usiąść, bo im bliżej rozwiązania, tym bardziej dbam, żeby siedzieć, kiedy tylko mogę.

No i wchodzi do tego tramwaju kobieta z wózkiem. Maluch, może ze dwa latka. Taki uroczy! Te hormony ciążowe czasem nieźle dają mi popalić. Zachwycam się każdym napotkanym malcem, każdego bym brała na ręce! Co teraz, z tym moim brzuchem, nie jest już takie łatwe.

No i ta matka weszła, aniołek siedzi sobie w wózku, ogląda świat. Zostawiła wózek w przystosowanym do tego miejscu, zawiesiła jakieś torby z zakupami, może z Hali Mirowskiej wracała, nie wiem. Sama usiadła. Jakoś mi się to nie spodobało. No nie wyobrażam sobie, że miałabym zostawić dziecko samiuteńkie, bez opieki, a sama usiąść. To już lepiej postać nawet pół godziny, ale mieć pewność, że maluszek jest bezpieczny.

No i miałam rację. Jechaliśmy, nagle tramwaj zahamował, a wózek z tym malcem przeciążył się i przewrócił. Matka szybka jak błyskawica podniosła się z miejsca i od razu podniosła ten wózek. Wyjęła maluszka, który chyba był w szoku, bo nawet nie płakał, wzięła jedną z toreb i wróciła na miejsce. Nawet udało mi się zrobić zdjęcie tego wózka, dołączam.

Nie wyobrażam sobie, co musiała czuć ta biedna kobieta, ale chyba mocno to na nią wpłynęło. Wyglądała, jakby próbowała zachować zimną krew, ale jednak była roztrzęsiona. Poruszyło mnie to mocno, dlatego chcę ostrzec innych rodziców, by nie zostawili dzieci w wózku bez opieki w komunikacji miejskiej. Ale proszę, nie oceniajcie tej biednej mamy. Ona naprawdę najadła się strachu, dostała nauczkę.

Wiem, że to było nieodpowiedzialne, ale może wina leży w czymś innym? Może to te tramwaje i autobusy są nieprzystosowane do matek? Gdyby zrobić jakieś krzesełka obok tego miejsca na wózki. Czasem są takie składane... Zamiast zwalać całą winę na matki i obwiniać je za wszystko, spróbujmy spojrzeć trochę szerzej. Pozdrawiam".

Czytaj także: