Pewna mama postanowiła pochwalić się na TikToku swoimi metodami wychowawczymi. Amerykanka podpatrzyła ten patent w mediach społecznościowych i postanowiła go przetestować we własnym domu. Tymczasem oburzeni internauci grzmią, nie dowierzając, że kobieta zamontowała własnym córeczkom... lokalizatory do kluczy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Zobaczyłam TikTok pewnej mamy, która umieściła Apple AirTags w bransoletkach swoich dzieci i pomyślałam, że to świetna rzecz" – wyznała Vada Stevens z Karoliny Północnej (USA), dodając, że dzięki temu gadżetowi może nie tylko śledzić swoje pociechy, ale i przywoływać je do siebie, kiedy tylko chce.
"Możesz nauczyć swoje dzieci, aby przychodziły, gdy usłyszą sygnał dźwiękowy" – wyznała 24-latka, demonstrując, jak to działa. Na nagraniu słychać dźwięk, a chwilę później do pokoju wbiega czteroletnia Stella i dwuletnia Serena z pytaniem: "Bipałaś na nas? Czego potrzebujesz?". Gdyby tego było mało, filmik podpisała: "Dziś trenujemy psy"
To nawet nie jest gadżet dla psów
Apple AirTag to niewielkich rozmiarów lokalizator przedmiotów, np. zgubionych kluczy czy plecaka (umożliwia lokalizację rzeczy dzięki łączności Bluetooth). Mimo to niektórzy właściciele zwierząt domowych zaczęli ostatnio używać tego gadżetu zamiast zwykłych urządzeń GPS śledzących pupili. Jak widać, są i osoby, które uznały, że w ten sposób można także "pilnować" dzieci.
Internautów oburzyło nie tylko to, że Vada śledzi córeczki, ale również sposób, w jaki je przywołuje do siebie. Jeden z internautów napisał: "Dzieci to nie zwierzęta, przestańcie je śledzić za pomocą urządzeń śledzących! Po prostu szukaj ich normalnie!!", "Traktujesz dzieci jak psy!", a jeszcze inny dodał: "To jest przerażające".
Są bezpieczniejsze
Vada w kolejnych nagraniach broni swojej decyzji o użyciu bransoletek śledzących. Zapewnia, że dzięki temu dzieci są bezpieczniejsze. W rozmowie z "Today" kobieta przyznała, że ma paranoję, jeśli chodzi o bezpieczeństwo córeczek.
"Uznałam, że bransoletki są genialne. Moja dwulatka jest nieuważna i ucieka, więc jeśli się zgubi, [AirTag] to doskonały sposób na jej odnalezienie. Wystarczy sekunda, żeby oderwać wzrok od swojego dziecka, a ono gdzieś znika w tłumie" – przekonuje i dodaje: "W dzisiejszych czasach nigdy nie można być zbyt opiekuńczym. Ludzie myślą, że jestem wariatką – jedna osoba nawet powiedziała, że muszę zapisać swoje dziecko na terapię… Robię to, żeby moje dzieci nigdy nie zostały uprowadzone lub się nie zgubiły. Robię, co w mojej mocy, żeby dokładnie wiedzieć, gdzie są".
Internauci jednak tłumaczą młodej mamie, że to nieprawda. Bransoletki nie mają GPS, więc jeśli dzieci nie będą w zasięgu Bluetooth jej telefonu, np. gdy dojdzie do porwania, nie ma szans na ich zlokalizowanie. Zachęcają, by Vada jednak zainwestowała w porządne smartwatche.