"Zawsze zabieram ze sklepu paragony, dzięki temu lepiej udaje mi się kontrolować domowy budżet. Gdy po całym dniu usiadłam w końcu do stołu, żeby podsumować wydatki z ostatniego tygodnia, aż się we mnie zagotowało. Na ceny masła i oleju to już szkoda strzępić sobie język, ale majonez?! 16 zł – no, dokładnie 15,99 zł – za słoik majonezu?! Już mi słabo na myśl o tegorocznej Wielkanocy" – pisze w liście do redakcji pani Agnieszka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W styczniu 2023 r. inflacja w Polsce wyniosła aż 17,2 proc. rok do roku.
Kolejne produkty drożeją, przez co może nas czekać wyjątkowo kosztowna Wielkanoc.
Pani Agnieszka, jak wielu z nas, martwi się, że jeśli ceny nie zaczną spadać, nie będzie w stanie wyżywić swojej rodziny.
Pani Agnieszka (imię zmienione na prośbę czytelniczki) jest, jak sama o sobie pisze, "zwykłą mamą, jakich w Polsce tysiące". Wychowuje z mężem dwoje dzieci, pracuje na pół etatu. Z uwagi na pracę męża to ona głównie zajmuje się domem: robi zakupy i dba o to, by każdego miesiąca dopiąć domowy budżet. Na co dzień robi zakupy tylko w jednym sklepie – Biedronce – dzięki czemu udaje jej się szybko wyłapać wszelkie podwyżki cen.
"Już boję się Wielkanocy"
"To były zwyczajne zakupy. Pieczywo kupuję zwykle w osiedlowej piekarni, ale warzywa, wędlinę do kanapek, twaróg, makaron, jabłka, banany – to już w dyskoncie. No i ten nieszczęsny majonez – akurat się skończył. Staram się kupować jak największe opakowania – bo wtedy, wiadomo, wychodzi trochę taniej w przeliczeniu na litr czy kilogram. No i włożyłam do koszyka ten słoik, mechanicznie, a dopiero w domu zobaczyłam, ile za niego zapłaciłam. Moja pierwsza myśl: oszukali mnie. Ale nie, kolejnego dnia znów byłam w Biedronce i zerknęłam na cenę" – opisuje kobieta.
Przyznaje, że gdyby podczas zakupów zobaczyła cenę – 15,99 zł za słoik – prawdopodobnie sięgnęłaby po produkt tańszej marki. Jednak zbliżają się święta, w większości polskich domów stoły będą uginać się pod ciężarem sałatki jarzynowej, jaj w majonezie i babki (nierzadko majonezowej, a jakże). Pani Agnieszka martwi się, że tegoroczna Wielkanoc będzie o wiele droższa niż ta w ubiegłym roku.
"Ja może nie powinnam narzekać, mąż pracuje, ja mam pracę, dzieci zdrowe, kredyt na mieszkanie jakoś udaje nam się spłacać. Niby wszystko okej, nie biedujemy. Jeszcze. Czasem po prostu chce mi się płakać z tego wszystkiego. Kiedy widzę, jak niemalże z dnia na dzień te ceny rosną. Zwyczajnie się boję, że teraz dajemy radę, ale nie mamy pewności, co będzie jutro, za tydzień, za rok. Wiem, że więcej rodzin jest w takiej sytuacji. Co robić, jak lepiej wydawać te pieniądze?" – pyta.
"Ludzie patrzą i nie dowierzają"
Majonez to kolejny produkt, którego cena poszybowała. W ubiegłym tygodniu mówiło się o ogromnym wzroście cen świeżych warzyw – w niektórych sklepach za kilogram papryki trzeba zapłacić nawet 35 zł. Wzrost cen majonezu zauważyli również ekonomiści.
Ekonomista Rafał Mundry zamieścił na Twitterze zdjęcie sklepowej półki i pokazał, ile obecnie trzeba zapłacić za niespełna litrowy (800 ml) słoik majonezu. "Ludzie teraz patrzą i nie dowierzają... I już nie chodzi o paprykę... Rok temu na promce można było kupić taki nawet za 8 zł" – napisał na Twitterze Mundry.
Zwrócił również uwagę na tzw. shrinkflację. To zjawisko polegające na tym, że producenci celowo zmniejszają pojemność produktów, sprzedając je za tą samą cenę lub czasem nawet drożej. W efekcie płacimy o wiele więcej za produkt, który wcześniej kosztował mniej i miał większą pojemność. Tak jak ma to miejsce w przypadku majonezu, a kiedyś – masła.
Wygląda na to, że obawy pani Agnieszki – jak wielu Polek i Polaków – są w pełni uzasadnione. Majonez podrożał, bo ceny surowców do jego wyprodukowania – oleju i jajek – są wyższe. Jaki produkt będzie kolejny?