Noworodki to istoty zależne całkowicie od naszej opieki. Ostatnio mądra kobieta powiedziała takie zdanie: jeżeli im wszystkiego nie damy, nie będą miały niczego. W tych słowach znajdują się również odpowiedzialność i czujność. W naszych dłoniach jest ich zdrowie i życie. To wiele, ale obecnie mamy dostęp do wiedzy, która może nas uchronić przez kosztującymi życie błędami.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jedną z takich informacji jest zagrożenie związane z zakażeniem wirusem opryszczki zwykłej. Dla dorosłych jest niegroźne, może nie dawać żadnych objawów.
Noworodkom może odebrać życie, zdecydowanie zbyt wcześnie.
Wirusy odpowiedzialne za opryszczkę
Opryszczka ma postać wykwitów wywołanych przez dwa blisko ze sobą spokrewnione wirusy: HSV-1 i HSV-2 (Herpes simplex virus – wirus opryszczki zwykłej).
Pierwszy z nich klasycznie zajmuje jamę ustną lub wargi. Drugi głównie narządy płciowe. Zmiany niezależnie od lokalizacji czy typu wirusa nie różnią się znacznie między sobą.
Wirus może przebywać w organizmie, nie dając żadnych objawów. Oznacza to tyle, że dorosła osoba nie musi mieć zmian skórnych, by przenieść wirusa w ślinie na noworodka.
Dlatego przesłanie tej matki, a także artykułu brzmi: nie całujcie noworodków i niemowląt.
O ile dla osoby dorosłej wirus opryszczki, jak go potocznie nazwiemy, nie stanowi zagrożenia dla życia, dla nierozwiniętego układu odpornościowego noworodka – już tak.
"Patrzyliśmy, jak umiera bardzo powoli"
Poniżej historia Emerson Faye, dziewczynki, która żyła 12 dni. 12 dni, podczas których rodzice i bracia patrzyli na jej powolną śmierć. Dziewczynka została zarażona wirusem HSV-1.
Oto słowa jej matki:
"Najpierw wirus zaatakował jej mózg. Pojawił się jako rodzaj zapalenia opon mózgowych. Następnie rozprzestrzenił się na wszystkie narządy. Działo się to tak szybko, że nawet nie wiedzieliśmy, że dziecko jest chore.
Kiedy przyjechaliśmy do szpitala, jej wątroba już nie pracowała. Jej nerki również. Wszystko zawiodło. Jej serce w końcu przestało bić, a jedyną rzeczą, która trzymała ją przy życiu, były maszyny.
Moja córka, którą stworzyłam z miłości, była podłączona do aparatury podtrzymującej życie i to ja musiałam wyciągnąć wtyczkę. Matka nigdy nie powinna być zmuszona do pochowania swojego dziecka. Wirus zabrał ją, gdy miała zaledwie 12 dni i patrzyliśmy, jak umiera bardzo powoli. A teraz mamy całe życie bez niej."